Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Kaukaz / 02.04.2025
Mateusz Chudziak

Złudzenia umierają. Antyrządowe protesty w Turcji nie obalą Erdoğana

Niemal natychmiast po zatrzymaniu 19 marca popularnego burmistrza Stambułu Ekrema İmamoğlu w Stambule oraz w innych miastach kraju wybuchły masowe protesty, których skala szybko dorównała demonstracjom w obronie parku Gezi z 2013 roku. Turcy, szczególnie młodzi, niepamiętający rzeczywistości innej niż ta erdoganowska, ulokowali w İmamoğlu wszystkie swoje nadzieje na poprawę warunków bytowych i na odejście rządu, którym są zmęczeni.
Foto tytułowe
(Shutterstock)



Posłuchaj słowa wstępnego czwartego wydania magazynu online!



Turcy są rozmiłowani w doszukiwaniu się w wydarzeniach, w których uczestniczą, rozmaitych historycznych analogii. Dotyczy to tak samych protestów, jak i szerszych politycznych procesów, a także głównych aktorów życia publicznego. W historii (również tej najnowszej) cykle zaburzają nieustanne szoki, których świat współczesny dostarcza w wielkiej obfitości. Tym jednak, co się utrzymuje i nie chce się załamać, jest turecka autokracja, czy też demokratura. Nowością jest upadek złudzeń na jej temat, co może być doświadczeniem otrzeźwiającym, nawet przy mało optymistycznej konstatacji, że jednocześnie upaść mogą nadzieje na inną Turcję tych, którym ta demokratura się nie podoba.
Pobierz magazyn ZA DARMO
Magazyn Nowa Europa Wschodnia Online
jest bezpłatny.

Zachęcamy do wsparcia nas na Patronite


Areszt politycznej nadziei


Trudno znaleźć telewizyjny kanał informacyjny, który nie wyemitowałby symbolicznego już chyba nagrania burmistrza Ekrema İmamoğlu, ubierającego się, wiążącego krawat i mówiącego do telefonu, że „powierza się swojemu narodowi”. Przed budynkiem czekała już policja, by odwieźć go do aresztu, w którym cztery dni później miał usłyszeć zarzuty: od najpoważniejszego możliwego w Turcji, czyli wspierania terroryzmu, przez kierowanie organizacją przestępczą, defraudacje, oszustwa, po korupcję przejawiającą się w nieprawidłowościach przy zlecaniu zamówień publicznych (zarzut wyjątkowo perfidny, o czym niżej). Zdarzenie to uruchomiło lawinę, jakiej Turcja nie widziała od 12 lat. Natychmiast na ulice wyszli studenci (w większości pamiętający Gezi z telewizji), związki zawodowe (choć przetrącone w ostatnim 40-leciu, to zawsze gotowe nawiązać do swej bogatej tradycji wystąpień), a za nimi cała reszta tych, którzy czuli w ostatnich latach zmęczenie dominującą nad turecką polityką Partią Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) i Reisem – Wodzem, który podporządkował sobie niemal cały aparat państwowy i oplatającą go sieć klienteli biznesowej i medialnej i dla którego obecny system polityczny uszyty został na miarę.

İmamoğlu od samego początku miał pod górkę. Jego pierwszy wybór na stanowisko w marcu 2019 roku unieważniła Najwyższa Rada Wyborcza, dopatrując się nieprawidłowości w liczeniu głosów. Pochodzący spod Trabzonu przedsiębiorca budowlany i nadzieja Republikańskiej Partii Ludowej (CHP) w powtórzonych wyborach wygrał różnicą 800 tys. głosów (w pierwszej elekcji wynosiła 13 tys.) i rozpoczął swoje urzędowanie. Dla rządzącej partii był to wielki cios – straciła Stambuł po 25 latach (licząc rządy AKP i jej poprzedniego wcielenia – Partii Dobrobytu).


Podbój Stambułu


A miasto to jest szczególnie ważne z kilku powodów. Pierwszy jest taki, że Stambułem w latach 1994–1998 rządził Erdoğan, wychowany na przylegającym do dawnej Pery (centrum życia świeckiej socjety) osiedlu Kasımpaşa – sąsiedzkiej antytezy wszystkiego, co w dawnej osmańskiej stolicy uchodziło za epicentrum laickiej republikańskiej kultury. Kasımpaşa to miejsce zamieszkania biednej i religijnej klasy ludowej, miejsce ludzi hardych, ale i uczciwych, pracowitych i sprawiedliwych. Na takim pochodzeniu Erdoğan zbudował swój osobisty mit, w ramach którego zawsze uosabiał turecki lud poddawany przez republikańskie elity pedagogicznej obróbce. Elity, cokolwiek by mówiły o swej misji cywilizacyjnej prowadzonej we własnym kraju, ludem tym gardziły, a poczucie alienacji w Heimacie Erdoğana wzmacniało położenie rodzinnego osiedla.

Kasımpaşa leży bliżej Złotego Rogu niż dawna Pera (dziś nosząca nazwę ulicy Niepodległości – İstiklal Caddesi), a więc niżej w stosunku do morza niż centrum życia elit. Jak pisze Soner Çağaptay, biograf Wodza, w ulewne zimowe dni zalewana była nie tylko deszczem, ale także lawiną błota i śmieci spływających z Pery. To zaś umacniało poczucie niższości (niesprawiedliwe) i gigantyczny resentyment. Wybory z 1994 roku, które wyniosły Erdoğana na urząd burmistrza, przez ówczesną Partię Dobrobytu przedstawiane były jako „ponowny podbój Stambułu”. Tak oto, zgodnie z tureckim rozmiłowaniem do dziejowych analogii, umieszczone zostały w „wiecznej teraźniejszości”, w której „dziś” nie różni się istotowo od „wczoraj” i jest kolejnym aktem tego samego przedstawienia.

Erdoğan jako burmistrz, zanim usunięto go z urzędu cztery lata później i wtrącono do więzienia, mógł pochwalić się licznymi sukcesami. Poprawiła się jakość powietrza, usprawniono transport publiczny, płynącą z gór Strandża wodę doprowadzono do najbiedniejszych dzielnic. „Pracowaliśmy z miłością” – wspominał później, używając typowej dla tureckiej kultury formuły pluralis modestiae.

Stambuł zaś stał się epicentrum „nowej Turcji” – państwa postkemalistowskiego, rehabilitującego Imperium Osmańskie i pamięć o nim – przez kemalistowską republikę skazaną na zapomnienie. Jak pisze socjolożka Nagehan Tokdoğan, to właśnie w tym aspekcie, „ponownego podboju” i rehabilitacji zdegradowanej na rzecz Ankary przez republikę dawnej stolicy imperium, przejawiał się bezkompromisowy i wściekły rewanżyzm. Metropolia miała być perłą w koronie całego projektu politycznego i na zawsze pozostać w rękach jej słusznych gospodarzy. Zwycięstwo İmamoğlu plan ten zniweczyło, a ponowna porażka rządzącą partię dodatkowo upokorzyła. Różnica oddanych na İmamoğlu głosów między pierwszymi i powtórzonymi wyborami brała się również stąd, że jak pokazały materiały BBC Türkçe, dotychczasowi wyborcy AKP nie kupili mętnych tłumaczeń Najwyższej Rady Wyborczej i postanowili zmienić preferencje, sprawiedliwie oddając nowemu burmistrzowi pierwotnie odniesione zwycięstwo.

Władze jednak nie ustawały w wysiłkach i wytaczały coraz to nowe działa: a to zarzut obrazy głowy państwa, a to obraza instytucji państwa (państwo w Turcji – rzecz święta, atak na instytucję równy jest bluźnierstwu). Sprawy utknęły w sądzie apelacyjnym, co przedłużyło życie polityczne İmamoğlu. Jednak, gdy Republikańska Partia Ludowa, dotąd pogrążona w inercji i pozbawiona horyzontu, ogłosiła zamiar przeprowadzenia prawyborów, na których İmamoğlu miał być przedstawiony jako główny kandydat w zaplanowanych na rok 2028 wyborach, rząd przeszedł do ofensywy. Aresztowanie poprzedziło unieważnienie dyplomu kandydata przez władze Uniwersytetu Stambulskiego (już samo to pokazuje skalę kontroli rządu nad instytucjami), następnie zaś doszło do zatrzymania, przesłuchania i aresztowania, czego zasadność bez ustanku przedstawiali medialni „technicy opinii” nadający w mediach, których przytłaczająca (90%) większość zarządzana jest przez klientelę biznesową rządu.

Tym oto sposobem rozwiały się złudzenia: co do demokracji będącej czymś więcej niż fasadą potrzebną do utrzymania systemu plebiscytarnego. A przede wszystkim co do tego, czy władza Erdoğana i AKP może kiedyś zostać przekazana w drodze pokojowego transferu. Nie może. Co nie oznacza, że zostanie zniesione prawo, czy też sam plebiscytarny system. Przeciwnie – Erdoğan, chronologicznie rzecz biorąc, rządzi trzecią kadencję, a licząc od reformy konstytucyjnej z 2018 roku – drugą. I ta powinna być ostatnia, jednak w razie jej niedokończenia nie byłaby liczona. Jako że jest on wodzem plebiscytarnym, ucieleśnieniem sfetyszyzowanej „woli narodowej”, aby rozpisać nowe wybory (optymalnie pod koniec bieżącej kadencji, którą w ten sposób by anulowano jako niepełną), należało zawczasu usunąć człowieka, który mógł mieć choć cień szansy na sprawienie kłopotów.

Wesprzyj nas na PATRONITE


Cykl kryzysów i kataklizmów


Trudno dziwić się zatem masowemu wybuchowi niezadowolenia. Wielkie tradycje tureckiego nonkonformizmu, których szczyt przypadał na lata 70., w ostatnich dekadach zostały stłumione – najpierw przez triumfalny pochód wolnorynkowego kapitalizmu, który, jak i wszędzie indziej na świecie, utowarowił wszystko, co się da. Ten za sprawą upowszechnienia masowej konsumpcji (której szczyt rozwoju przypada na rządy AKP i jest jej niewątpliwą zasługą) oraz względnej stabilizacji warunków bytowych doprowadził do transformacji postaw. Społeczeństwo tureckie – tradycyjnie rozpolitykowane i częściej niż gdziekolwiek w Europie demonstrujące niezadowolenie na ulicach – zostało zagłuszone w ostatnich latach. Jedni, pomni brutalnego rozgonienia demonstracji wokół Gezi, nie mieli ochoty na powtórkę. Inni w następstwie nieudanego puczu wojskowego z 2016 roku, po którym wprowadzono wielomiesięczny stan wyjątkowy, zalegalizowany później wykonawczą prezydenturą Erdoğana, nawet nie mieli takiej szansy.

W międzyczasie zaczęły się piętrzyć problemy. Autokracja w drodze masowych popuczowych czystek umocniła się, gdyż właściwie wszystkie instytucje państwowe rząd obsadził lojalistami. Strzęp niezależnych mediów obejmuje ledwie kilka lewicowych i kemalistowskich gazet oraz niektóre media internetowe, a na domiar złego gospodarka nie wykaraskała się z konsekwencji kryzysu walutowego, który spadł na Turcję w 2018 roku. Jego długofalowe konsekwencje wzmocniła pandemia. Turcja przeszła przez te szoki bez dłuższej recesji, ale nadal utrzymuje się inflacja sięgająca 39% (w szczytowym momencie było to 85%, choć także te dane były i są kontestowane). Bezrobocie po dłuższym okresie utrzymywania się na poziomie kilkunastu procent spadło do poziomu 8,2%, lecz wśród młodych jest dwukrotnie wyższe. Natomiast trzęsienie ziemi z lutego 2023 roku okazało się największym kataklizmem w nowożytnych dziejach kraju. Władze nie umiały na niego należycie zareagować – akcja ratunkowa była opieszała, szybko okazało się, że nowo budowane bloki mieszkalne składały się jak harmonijki, m.in. dlatego, że nie dopilnowano zasad bezpieczeństwa, interes firm budowlanych okazał się ważniejszy.

To wszystko doskonale pokazuje, na czym cały system się opiera i dlaczego zarzuty wobec İmamoğlu należy uznać za polityczne. Potęga erdoganizmu, oprócz niepodważalnego autorytetu w państwie, opiera się również na skomplikowanej konstrukcji, w której przyjazny biznes, w ramach tego, co Cihan Tuğal – socjolog z Uniwersytetu Kalifornijskiego – nazwał „neoliberalnym etatyzmem”. Cały model rozwojowy jest „zorientowany rynkowo”, ale renty rozdziela rządząca partia, która w zamian za finansowanie partii i jej kampanii przez zaprzyjaźnione firmy (nie wiadomo na jakich podstawach prawnych, bo te są niejasne) przyznaje zamówienia publiczne (znów na podstawie ustawy, którą modyfikowano z górą 150 razy), by znów w zamian móc zadaniować biznes do przejmowania całych grup medialnych, by telewizje i gazety mówiły co trzeba.

Wróćmy jednak do powtarzających się kryzysów i kataklizmów. Tutaj bowiem tak przez Turków lubiane analogie historyczne nie mają zastosowania. AKP zdobyła w 2002 roku władzę w państwie, które gniło. Gwoździem do jego trumny było trzęsienie ziemi w 1999 roku oraz dewastujący kryzys gospodarczy dwa lata później. Gdy po dwóch dekadach wydarzyło się coś podobnego, i to bez odstępu czasowego, Erdoğan i tak wygrał wybory wiosną 2023 roku. Nie miał z kim przegrać. Czy jednak tym razem można mówić o odłożonym wyroku?


Władca charyzmatyczny


Sytuacja jednak nie jest aż tak prosta. Turcy nauczyli się żyć z problemami, niejako uznając, że wszędobylski absurd to po prostu część krajobrazu. Jednak cały czas tliła się w nich nadzieja. Podtrzymywał ją sam Erdoğan, wódz plebiscytarny, który – jak śpiewano dekadę temu w piosence kampanijnej – „czerpie moc z narodu”. Wódz plebiscytarny to wódz charyzmatyczny. Gdy wreszcie pojawił się ktoś zdolny rzucić mu wyzwanie, o którym jego zwolennicy myślą jako odwrotności Erdoğana (i znów te analogie!), w dodatku podkradający niektóre jego zachowania (pierwsze posiedzenie Rady Miasta po swoim wyborze İmamoğlu zaczął od odczytania pierwszej sury Koranu, jak niegdyś Erdoğan, później zaś mówił, że zamieniona w 2020 roku ponownie w meczet Hagia Sophia „w jego wyobraźni zawsze była przede wszystkim meczetem”) i który planowo miał zostać ogłoszony jako kontrkandydat w drodze prawyborów, to (polityczny) wyrok musiał zapaść. Gdy charyzmatycznemu wodzowi wyrasta pretendent do panowania o podobnym charakterze, zaczyna się zażarta walka, w rezultacie której słowo zwycięzcy uznane zostanie za prawo, a pokonanego – za bezprawie. Tak głosił klasyk Max Weber, kreśląc swój typ idealny panowania charyzmatycznego.

Turcy, szczególnie młodzi, niepamiętający rzeczywistości innej niż ta erdoganowska, ulokowali w pretendencie wszystkie swoje nadzieje. Na poprawę warunków bytowych i na odejście rządu, którym są zmęczeni, a który można byłoby zastąpić, stawiając na czele kogoś, do kogo trudno nie żywić sympatii. W dodatku człowiek ten rządził Stambułem, a ten już raz stał się dla swojego burmistrza trampoliną do ogólnokrajowej polityki. Dla Republikańskiej Partii Ludowej, która poparła protesty (inaczej niż 12 lat wcześniej), İmamoğlu, oprócz względów historycznych, był też idealnym kandydatem, zdolnym przełamać tradycyjny turecki podział na świeckie i religijne po raz pierwszy od czasów Bülenta Ecevita, rządzącego partią w latach 70. romantyka, zapatrzonego w brytyjską i skandynawską socjaldemokrację, zafascynowanego muzułmańskim mistycyzmem potomka osmańskich urzędników oraz wielkiego muftiego. Ecevit umiał połączyć nieprzystające do siebie żywioły i porwać tłumy. İmamoğlu – człowiek skromnego pochodzenia, ale nadal zdolny przełamać podział – miał być ostatnią nadzieją, przynajmniej tak długo, jak po ziemi i korytarzach swego pałacu chodzi Reis.
Mateusz Chudziak – doktor nauk humanistycznych w dziedzinie historii. Zajmuje się najnowszymi dziejami Turcji. Adiunkt w Zakładzie Bliskiego Wschodu i Azji Środkowej Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie. W latach 2015–2021 analityk Ośrodka Studiów Wschodnich

Władza Reisa jednak nie chce się skończyć. I raczej na pewno nie skończy się pokojowo. Żeby było inaczej, musi dojść do załamania się wzniesionego przez niego gmachu, w którym wszyscy, od zastępców i ministrów przez urzędników średniego szczebla, na policjantach i medialnych funkcjonariuszach skończywszy, karnie stosują się do poleceń. Dopóki to się nie wydarzy, wielki antyrządowy zryw pozostanie rozpaczliwą próbą podtrzymania złudzeń, że możliwa jest inna Turcja. Lecz i to złudzenie może się rozwiać.