Nasza strona używa ciasteczek do zapamiętania Twoich preferencji oraz do celów statystycznych. Korzystanie z naszego serwisu oznacza zgodę na ciasteczka i regulamin.
Pokaż więcej informacji »
Drogi czytelniku!
Zanim klikniesz „przejdź do serwisu” prosimy, żebyś zapoznał się z niniejszą informacją dotyczącą Twoich danych osobowych.
Klikając „przejdź do serwisu” lub zamykając okno przez kliknięcie w znaczek X, udzielasz zgody na przetwarzanie danych osobowych dotyczących Twojej aktywności w Internecie (np. identyfikatory urządzenia, adres IP) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów w celu dostosowania dostarczanych treści.
Portal Nowa Europa Wschodnia nie gromadzi danych osobowych innych za wyjątkiem adresu e-mail koniecznego do ewentualnego zalogowania się przy zakupie treści płatnych. Równocześnie dane dotyczące Twojej aktywności w Internecie wykorzystywane są do pomiaru wydajności Portalu z myślą o jego rozwoju.
Zgoda jest dobrowolna i możesz jej odmówić. Udzieloną zgodę możesz wycofać. Możesz żądać dostępu do Twoich danych osobowych, ich sprostowania, usunięcia, ograniczenia przetwarzania, przeniesienia danych, wyrazić sprzeciw wobec ich przetwarzania i wnieść skargę do Prezesa U.O.D.O.
Korzystanie z Portalu bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza też zgodę na umieszczanie znaczników internetowych (cookies, itp.) na Twoich urządzeniach i odczytywanie ich (przechowywanie informacji na urządzeniu lub dostęp do nich) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów. Zgody tej możesz odmówić lub ją ograniczyć poprzez zmianę ustawień przeglądarki.
Transatlantyk / 22.04.2025
Marcin Herman/ belsat.eu
Odszedł papież czasów kryzysu. Katolików czeka spadek roli Kościoła
Papież Franciszek odszedł niemal niezauważenie, pozostawiając Kościół katolicki pogrążony w głębokim kryzysie i pytania bez odpowiedzi o jego przyszłość. Czy kolejne konklawe przyniesie duchowego lidera na miarę współczesnych wyzwań, czy też Kościół stanie się jeszcze jednym polem geopolitycznej rozgrywki wielkich mocarstw?
Papież Franciszek był papieżem od 2013 do 2025 roku. Na ten okres przypadły wielkie przemiany na świecie, pandemia, wojny (Wiki Commons)
Posłuchaj słowa wstępnego czwartego wydania magazynu online!
Uderzające było to dużo mniejsze zainteresowanie odchodzeniem papieża Franciszka w porównaniu do odchodzenia Jana Pawła II czy całego rozgłosu, który towarzyszył abdykacji Benedykta XVI. Można powiedzieć, że papież Franciszek odszedł w porównaniu z nimi w ciszy. Nie budził już większych emocji. Ani pozytywnych, ani negatywnych. Tak jak emocji nie budzi już Kościół katolicki. Ani pozytywnych, ani negatywnych. Bo Kościół jest w kryzysie.
Ale to część większego kryzysu. W kryzysie są właściwie wszystkie instytucje Zachodu. Pojedynczy ludzie (wystarczy spojrzeć na statystyki chorób i zaburzeń psychicznych, są zatrważające), rodzina, szkoła, urzędy, państwo, korporacje, media, finanse. No i polityka. Tak jak nie ma mężów stanu, tak nie ma wybitnych papieży. I dotyczy to nie tylko Franciszka. Benedykt XVI, mimo całego nimbu tradycji Kościoła, który go otaczał, też niewiele zdołał zrobić dla Kościoła i jego wpływu na świecie.
Widać na ich tle jak wielkim politykiem i przywódcą duchowym był Jan Paweł II, który rzeczywiście odcisnął ogromne pozytywne piętno na całym świecie. Nie zapobiegł jednak kryzysowi Kościoła, bo i nie mógł. Tak jak nikt, jak się okazało, nie mógł zapobiec kryzysowi Zachodu.
Żyjemy w czasach wielkich zmian, które zresztą dotyczą nie tylko Zachodu. Na początku pontyfikatu papież z Argentyny wydawał się dobrą na nie odpowiedzią. Zaraził wielu, nie tylko katolików, swoją energią, diagnozami społecznymi. Jawił się jako reformator, nie tylko Kościoła, ale potencjalnie też świata. Budził nadzieję jako kolejny po Janie Pawle II “papież z dalekiego kraju”.
Rzeczywistość dość szybko go zweryfikowała. Mimo całego wizerunku nowoczesnego tak naprawdę był archaiczny. Mówił dużo o reformach Kościoła, ale polegały głównie na niekończących się dyskusjach, licznych dokumentach i zajmowaniem się hierarchów samymi sobą. Mówił dużo o biednych i wykluczonych tego świata, ale wydawało się, że liczył się głównie z wielkimi tego świata, i to dyktatorami bardziej niż z przywódcami wolnego świata.
Papież globalnego Południa?
Ameryka Południowa, z której pochodzi, to region, który ma zrozumiałe pretensje do Zachodu. Do dawnych mocarstw kolonialnych, potem do USA i do innych (np. Argentyna do Wielkiej Brytanii za wojnę falklandzką). Problem w tym, że papież jest uniwersalny. Rozumiejąc w jakimś stopniu kraje globalnego Południa, kompletnie nie rozumiał zwłaszcza Europy.
Tak jak miał ciepłe słowa dla krajów Południa, w tym dyktatorów Rosji czy Chin, z którymi się układał, licząc na utrzymanie wpływu Kościoła w tych mocarstwach, tak Europę nazywał starą i umierającą, i krytykował ostro kolejnych prezydentów USA. A już szczególnie nie miał serca do Europy Środkowej i Wschodniej.
Podczas pandemii nie wydaje się, by pomógł ludziom przejść przez nią w lepszym stanie duchowym. Schował się podobnie jak inni przedstawiciele globalnych elit. A gdy wybuchła pełnowymiarowa wojna, za każdym razem zdumiewał nie tylko Ukraińców, ale też wielu katolików na świecie.
Sprawa jest znana, a jej symbolem była Droga Krzyżowa w 2022 roku, gdy krzyż niosła Ukrainka i Rosjanka. Albo poświęcenie Matce Boskiej Fatimskiej nie samej Rosji (bo to kontrowersyjnie politycznie, tak dziś jak i przez ostatnie 100 lat), lecz Rosji i Ukrainy.
Owszem, Rosjanie to też ludzie i też mają swój krzyż, ale przecież szczególnie w 2022 roku nie mogli nieść tego samego krzyża co Ukraińcy. Jedni byli agresorami (albo w najlepszym razie bezradnymi wobec agresji), drudzy się bronili.
Owszem, były różne gesty wobec Ukrainy. Niektóre nawet bardzo ważne, jak uznanie autokefalicznej Cerkwi Prawosławnej Ukrainy podlegającej Konstantynopolowi (z którym od czasów Jana Pawła II Watykan ma doskonałe kontakty). Albo misje specjalnego wysłannika papieskiego kard. Konrada Krajewskiego, który rzeczywiście dowoził pomoc humanitarną aż na linie frontu i ryzykował życiem.
Dyplomacja watykańska odgrywa pewną rolę w negocjacjach między Ukrainą a Rosją, np. o wymianie jeńców. Ale i tak dużo mniejszą niż na przykład Turcja i Zjednoczone Emiraty Arabskie.
Daleki Ukrainie, bliższy Rosji
Szkoda jednak, że papież sam nie pojechał na Ukrainę. Choćby tuż przed wojną, może by jej zapobiegł. Tak jak Jan Paweł II potrafił takimi gestami zapobiegać niektórym konfliktom, a nawet wpływać na obalanie dyktatorów.
Dla Franciszka jednak to było “daleko”, choć odwiedzał kraje dużo dalsze. W pewnym momencie nikt już nie chciał go na Ukrainie, podobnie jak w krajach Europy Środkowej, takich jak Polska. "Daleko" nigdy natomiast nie była dla Franciszka Rosja, z którą wręcz cały czas szukał kontaktu.
To, co papież mówił o przyczynach wojny (np. słynne “szczekanie NATO” u drzwi Rosji), teraz można usłyszeć nie tylko w propagandzie kremlowskiej, ale też Donalda Trumpa. Choć Franciszek, z powodu podejścia do migrantów, delikatnie mówiąc, nie darzy sympatią Trumpa, to okazali się do siebie podobni.
Generalnie, wśród wielu zmian, jakie zachodzą w świecie, widać wyraźnie, że jedną z nich jest powrót do duchowości. Kościół jako instytucja tego nie wykorzystał, podobnie jak zresztą wiele innych oficjalnych wspólnot religijnych. Ludzie poszukują duchowo na własną rękę, co ma swoje dobre i złe strony. Ale to temat na zupełnie inny tekst, raczej nie dla Biełsatu.
Problem też polegał na tym, że Franciszek zdawał się nie uważać Europy Środkowej za ważną dla Kościoła. Przyczyny pewnie były złożone, niektóre banalne, mógł np. ją postrzegać jako bardzo konserwatywną (co jest tylko wizerunkiem, bo często w historii stąd wychodziło wiele postaci i idei odświeżających Kościół).
Był jakby niewolnikiem swojego obrazu świata wyniesionego z Argentyny XX wieku, nieprzystającego do Europy i w ogóle do XXI wieku. Ostatecznie, po nominacjach za pontyfikatu Franciszka, okazało się, że w kolegium kardynalskim, które będzie głosować na konklawe, prawie nie ma przedstawicieli Europy Środkowej i Wschodniej.
Na papieża z naszego regionu takiego jak Jan Paweł II raczej nie ma więc co liczyć. A szkoda, bo wówczas, w 1978 roku, kardynałowie wykazali się niesamowitą odwagą. Komunizm wydawał się silny jak nigdy, żelazna kurtyna zamknięta na wieki na cztery spusty, tymczasem wybrano papieża ze zniewolonej Polski.
To tak jakby dzisiaj wybrano papieża z Białorusi lub Ukrainy. Nie wydaje się to dziś jednak możliwe.
Wiadomo natomiast, że Donald Trump (i jego wiceprezydent J.D. Vance przedstawiający się jako nawrócony ortodoksyjny katolik — zresztą, spotkał się z Franciszkiem przed jego śmiercią) zrobi absolutnie wszystko, żeby nowym papieżem był Amerykanin, uważany za bliskiego mu poglądom i konserwatywnego.
Na pewno zastosowane zostaną wszelkie środki — propozycje przekupstwa (a Watykan ma potężne problemy finansowe), naciski, szantaże. Ale inne mocarstwa jak Rosja czy nawet Chiny też nie odpuszczą. No i naturalnie swoje wpływy w Watykanie mają poszczególne europejskie państwa, zwłaszcza Włochy i Francja.
W samym Kościele jest też wielu hierarchów skłonnych ku jednej, drugiej lub trzeciej stronie. Są też tacy, którzy będą chcieli wszystkim pokazać zupełnie inną drogę, zupełnie innego, niewygodnego dla wszystkich tego świata kandydata, by zaznaczyć autonomiczność Kościoła. Możliwe więc, że będzie to najbardziej upolitycznione konklawe od wieków.
Katolicy oczywiście wierzą, że wybiera Duch Święty, ale nawet jeśli ktoś jest wierzący w Ducha Świętego, to musi przyznać, że działa też przez konkretnych ludzi żyjących na tym świecie.
To upolitycznienie konklawe i Kościoła wskazuje jednocześnie na jego słabość i siłę w dzisiejszym świecie. Słabość, bo Kościół jako instytucja doprowadził sam siebie do tego stanu, że bliski jest stania się przedmiotem, a nie podmiotem relacji międzynarodowych.
Łupem, o który biją się wielcy tego świata, a nie instytucją, która sama wpływa na wielkich tego świata. Ale to też dowód na siłę — pokazuje, że mimo kryzysu i prawdziwej słabości Kościoła instytucjonalnego jego wizerunek i sprawy, którymi się zajmuje (duchowość, pomoc słabszym, uniwersalne podejście do świata itd.) są nawet przez cynicznych wielkich tego świata uważane za ważne, za coś, o co warto się bić.
Nie wiadomo, czy nowy pontyfikat będzie przełomem w historii Kościoła. I nie chodzi tylko o reformy w jedną lub drugą stronę, o których tyle piszą światowe media i różni “specjaliści od Kościoła”.
Chodzi o prawdziwe rozpoznanie ducha czasów i umiejętność korzystania z tego. Coś, co właściwie powinny umieć wszystkie rządy i przywódcy światowi, ale takich brakuje. Również w instytucjach religijnych.
Nie wiadomo też, czy nowy pontyfikat będzie “przejściowy”, zanim Kościół “wygeneruje” z siebie przywódcę na miarę czasów, czy też zmiany są tuż, tuż i niedługo na świecie pojawi się duchowy lider i polityk dużego formatu.
Opierając się na realiach, wszystko wskazuje na to, że katolików czeka kolejny “przejściowy” pontyfikat i dalszy spadek roli Kościoła. Ale historia nie raz potrafiła zaskakiwać.