Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Rosja / 04.05.2025
Grzegorz Ślubowski

Putin chce globalnego podziału asfaltu. Wygrywa wojnę, ale Rosjanie przegrywają

Choć Rosja nie zdołała militarnie pokonać Ukrainy, konflikt przyniósł Putinowi sukcesy w polityce wewnętrznej, prowadząc do niemal całkowitej kontroli państwa. Sankcje Zachodu nie załamały rosyjskiej gospodarki, a w wielu regionach poziom życia wręcz się poprawił dzięki wojennej mobilizacji.
Foto tytułowe
(Shutterstock)



Posłuchaj słowa wstępnego czwartego wydania magazynu online!



Władimir Putin nie opanował wprawdzie całej Ukrainy, ale można odnieść wrażenie, że na tym etapie wygrywa wojnę. Najistotniejsza dla rosyjskiego dyktatora była od zawsze legitymizacja jego pozycji jako władcy mocarstwa. Do tego dążył, odkąd sprawuje władzę. Chciał mieć prawo do pełnej podmiotowości i na przestrzeni lat skarżył się regularnie, że Zachód nie traktuje Rosji z szacunkiem, choć ona sama rości sobie prawo do decydowania o losach innych państw i narodów, powołując się przy tym na prawo wspierania demokracji we wszystkich zakątkach świata. Rosjanie postrzegali to jako ekspansję wpływów i domagali się możliwości prowadzenia podobnej polityki. Legitymizować ją miały nie żadne górnolotne idee, takie jak wolność czy demokracja, ale zwykłe prawo siły albo – jak określa to Władimir Putin – „uwzględnienie przez Zachód strategicznych interesów Rosji”.
Pobierz magazyn ZA DARMO
Magazyn Nowa Europa Wschodnia Online
jest bezpłatny.

Zachęcamy do wsparcia nas na Patronite


Rosyjskie wojska nie zdobędą Kijowa


Chociaż dzisiaj może się wydawać, że Władimir Putin wygrywa wojnę, osiągając założone przez siebie cele na arenie międzynarodowej, Ukrainy nie można uznać za stronę przegraną. Co więcej, ten konflikt pokazał, że Rosja nie jest wcale tak potężna militarnie, za jaką chciała uchodzić, nie ma potencjału, żeby militarnie opanować całą Ukrainę, a wojna z całym NATO to już zupełna fantasmagoria. Nawet w najbardziej pesymistycznym scenariuszu, w którym Stany Zjednoczone wstrzymują pomoc militarną dla Ukrainy, wojska rosyjskie nie zdobędą Kijowa.

Rosyjski prezydent w końcu to chyba zrozumiał, stąd pomysły na przyspieszone wybory w Ukrainie. Tylko zmiany polityczne, wewnętrzny chaos, a później zwycięstwo prorosyjskiego kandydata może sprawić, że spełni się rosyjski sen o władzy nad ukraińskim terytorium. Oczywiście nie można dzisiaj wykluczyć, że taki wariant politycznego opanowania władzy w Kijowie Putinowi się uda, podobnie jak stało się to w Gruzji, gdzie rządząca partia Gruzińskie Marzenie oligarchy Bidziny Iwaniszwilego już otwarcie obrała prorosyjski kurs. Ale to pokaże czas.

Niewątpliwą wygraną Władimira Putina jest to, że mimo przedłużającej się i kosztownej wojny utrzymał się u władzy. Brak szansy na zmianę rosyjskiego systemu politycznego paradoksalnie oznacza, że największymi przegranymi wojny w Ukrainie stali się sami Rosjanie, a zwłaszcza ta część społeczeństwa, która pozostaje w mniejszości i która miała nadzieję, że porażka Rosji w wojnie przyniesie istotne zmiany.

Władimir Putin nigdy nie ukrywał swoich intencji. 15 grudnia 2021 roku, czyli tuż przed rosyjską agresją na Ukrainę, rosyjski MSZ opublikował „propozycję”, skierowaną przede wszystkim do Stanów Zjednoczonych, a także całego „kolektywnego Zachodu”, która dotyczyła architektury bezpieczeństwa w Europie. Rosja określiła satysfakcjonujące dla Kremla zasady współpracy z Zachodem, domagając się nierozszerzania NATO na wschód, czyli nieprzyjmowania Ukrainy i Gruzji do Sojuszu, wycofania i nierozmieszczania przy granicy z Rosją wojsk NATO, co miałoby też dotyczyć wycofania żołnierzy NATO i sprzętu NATO z państw Europy Wschodniej, w tym z Polski. W tekście zawarto także kilka bardziej szczegółowych kwestii, dotyczących ograniczenia uzbrojenia, co miałoby zagwarantować Rosji i Europie trwałe bezpieczeństwo.

Odrzucenie powyższych żądań przez USA było podawane przez państwowe rosyjskie media jako główny powód „specjalnej wojennej operacji”, czyli rozpoczęcia pełnoskalowej wojny w Ukrainie. Być może, gdyby ówczesne żądania zostały przyjęte, rosyjska inwazja na Ukrainę nie rozpoczęłaby się 24 lutego 2022 roku, ale jest bardzo prawdopodobne, że stałoby się to później, z lepszym efektem. Raz zaspokojony, apetyt rosyjskiego lidera wzrósłby znowu po pewnym czasie i doszłoby do próby opanowania całej Ukrainy. Jedno jest pewne: dokument wyraźnie i otwarcia pokazał, że celem Putina jest utworzenie rosyjskiej strefy wpływów. Czytając tę propozycję dzisiaj, można dojść do wniosku, że Putin poza wycofaniem wojsk amerykańskich ze środkowej Europy osiągnął swoje główne cele.


„Czekiści” i „bandyci”


Obecną rosyjską elitę polityczną ukształtowały dwa wcale niewykluczające się etosy: pracowników służb specjalnych, czyli „czekistów”, i gangsterów z lat 90. XX w., czyli „bandytów”. Putin ma w sobie obie te tożsamości, a jego kariera polityczna ukształtowała się na przecięciu tych dwóch etosów. W Petersburgu lat 90. działał gang tzw. tambowskich. W mieście byli najsilniejsi, ale do moskiewskich czy kaukaskich gangów wiele im brakowało. Przywódca grupy – Kumarin-Borsukow, pseudonim Kum – miał bezpośredni i bardzo bliski kontakt z ówczesnym władzami miasta, w tym z wicemerem Władimirem Putinem. Razem organizowali na początku lat 90. operację „surowce za żywność”. Ponieważ mieszkańcom ówczesnego Leningradu miał grozić głód, władze zgodziły się na sprzedaż surowców – drewna, metalu, ropy – w zamian za żywność. Transakcje miały prowadzić przedsiębiorstwa, które otrzymywały koncesję od władz miasta, a zatwierdzał ją Władimir Putin. Jak się okazało, były to firmy wydmuszki, założone przez „tambowskich”. Towar został wywieziony z Rosji, ale w zamian nie wróciło nic. Nie było nawet od kogo egzekwować rezultatów transakcji, bo gangsterskie firmy z dnia na dzień przestawały istnieć. Ci, którzy próbowali zadawać jakieś pytania władzom miasta, w tym Władimirowi Putinowi, już dawno nie żyją. W tej całej historii najważniejsze jest jednak to, że działalność „tambowskich” i innych grup tego okresu polegała właśnie na opanowywaniu i utrzymywaniu pod kontrolą określonego terytorium i sfer działania, inaczej mówiąc: na dzieleniu stref wpływów. W ówczesnym rosyjskim slangu nazywało się to „dzieleniem asfaltu”.

Jako prezydent Rosji Putin nie domaga się od innych światowych liderów niczego innego, tylko właśnie nowego podziału asfaltu. Od początku swojego panowania chciał uznania przez największe mocarstwo, czyli Stany Zjednoczone, prawa do swojej strefy wpływu i szacunku jako lider największego państwa świata, które nawet jeśli podupadło gospodarczo, to wciąż posiadało siłę militarną i – przede wszystkim – gigantyczny arsenał jądrowy.

Na szczęście dla Putina, podobnie chyba widzi świat Donald Trump. Rosyjski lider wielokrotnie podkreślał, że Stany Zjednoczone mają prawo do Grenlandii i że Rosji ta sprawa nie dotyczy. Inne terytorium i inna „grupirowka”. Nie nasz asfalt. Amerykański prezydent również wielokrotnie dawał do zrozumienia, że duży może więcej. Stąd jego irytacja nieustępliwą postawą Wołodymyra Zełenskiego. Według Donalda Trumpa lider Ukrainy powinien po prostu słuchać większych od siebie i wtedy żadnej wojny by nie było.

Wesprzyj nas na PATRONITE


Sukcesy na froncie wewnętrznym


Paradoksalnie poważniejszy „sukces” niż na froncie wojna w Ukrainie przyniosła Putinowi w polityce wewnętrznej, gdzie praktyczne nastąpiło zamknięcie systemu państwa totalnego. Nie jest to totalitaryzm na miarę III Rzeszy, ma wciąż różne niespójności, mielizny i nisze, gdzie funkcjonują ludzie niebędący zwolennikami systemu. Jest to jednak zupełnie inny kraj niż ten, w którym Władimir Putin zaczynał swoje rządy, nawet inny niż ten sprzed 24 lutego 2024 roku. Kontrola służb we wszystkich dziedzinach życia jest niemal totalna. Rosja znowu znalazła się za informacyjną żelazną kurtyną, zlikwidowano ostatnie niezależne media, trwa wymiana elit na różnych poziomach, zwłaszcza w kulturze, czego symbolem są próby wygumkowania absolutnej i wydawałoby się, że niekwestionowanej gwiazdy – Ałły Pugaczowej. Wymieniani są dyrektorzy instytucji, muzeów i teatrów, nawet jeśli byli lojalni wobec władzy. Zastępują ich „bohaterowie” wojny w Donbasie, ludzie pozbawieni jakichkolwiek merytorycznych kwalifikacji. Ten proces zachodzi przy bardzo niewielkich kosztach społecznych. Ogromna większość niezadowolonych po prostu wyjechała, inni milczą albo siedzą w koloniach karnych. Mimo totalności kontroli represje pozostają punktowe, a nie masowe, przynajmniej w porównaniu z historią Rosji i ZSRR. Nie jest to na pewno stalinizm, bardziej przypomina to represyjne praktyki okresu „małej stabilizacji” pod rządami Leonida Breżniewa. Putin znalazł klucz do obsługi rosyjskiego społeczeństwa, gdzie za pomocą propagandy i ograniczonego aparatu represji skutecznie sprawuje władzę.

Ale najważniejszym elementem skuteczności sprawowania władzy przez rosyjskiego prezydenta jest stabilna sytuacja ekonomiczna. To, co pokazała ta wojna, a co stało się zaskoczeniem dla wielu obserwatorów, jest nieefektywność zachodnich sankcji, rozumiana jako ich nikły wpływ na postawę rosyjskiego społeczeństwa. Sankcje te zostały przecież wprowadzone na ogromną skalę. Kiedy rozpoczęła się rosyjska inwazja, polskie media publikowały informacje, że „w Rosji brakuje chleba, kaszy” albo „Rosjanie mogą zacisnąć zęby, nie będą jeść, ale zrobią wszystko dla zwycięstwa”.

Nic takiego nie nastąpiło, nikt szczególnie zębów nie musiał zaciskać. W dużych miastach władze robiły wszystko, aby wojny nie było widać. Moim najdziwniejszym doświadczeniem z czasu pobytu w Petersburgu po wybuchu pełnoskalowej wojny było to, że tak naprawdę niewiele się zmieniło. Pełne sklepy, pełne restauracje, kina i kawiarnie. Wprawdzie na początku niektóre towary zniknęły z półek, ale bardzo szybko znowu się pojawiły lub zostały zastąpione przez zamienniki z krajów globalnego Południa.


Bez zaciskania zębów, ale w strachu


Na rosyjskiej prowincji, której mieszkańcy są zapleczem dla rosyjskiej armii, sytuacja ekonomiczna na razie nawet się poprawiła, a nie pogorszyła. Mieszkańcom Baszkirii czy Udmutrii wojna przyniosła deszcz pieniędzy, których nigdy nie mieliby szans zobaczyć. Za służbę kontraktową miesięcznie żołnierz może dostać 2–3 tysiące euro, do tego państwo stworzyło cały system ulg czy udogodnień. Oczywiście na wojnie można zginąć i wielu z niej nie wraca, ale wtedy rodzina otrzymuje środki, które według lokalnej miary zapewniają rodzinie dostatnie życie. Sprzężenie wojny z poprawą statusu ekonomicznego spauperyzowanych mas w rosyjskich regionach to główny czynnik, który pozwala rosyjskiemu dyktatorowi na prowadzenie wojny przy jednoczesnym unikaniu społecznego niezadowolenia powszechną mobilizacją. Ta formalnie trwa od września 2022 roku, ale faktycznie rosyjska armia rekrutuje żołnierzy na podstawie dobrowolnych kontraktów.

Jednocześnie rosyjskie elity bardzo dbają, aby Moskwa i Petersburg nie uczestniczyły w tej wojnie i żyły w swoich bańkach, w których to, co dzieje się na froncie w Ukrainie, jest równie odległe jak wydarzenia na drugim końcu świata. Oczywiście spokojne życie we własnej bańce jest możliwe tylko i wyłącznie wtedy, kiedy nie krytykujesz państwa w nawet najdrobniejszy sposób, a najlepiej wtedy, kiedy zupełnie nie interesujesz się tym, co robią władze. Jeżeli w mediach społecznościowych wyrazisz najmniejszą wątpliwość co do tego, jak zachowują się rosyjscy żołnierze w Ukrainie, czy jak Aleksandra Skoczylenko nakleisz w sklepie nalepkę „Miru mir” (światu pokój), możesz w błyskawicznym tempie trafić do kolonii karnej, nawet na siedem lat.

Dlaczego sankcje nie zadziałały, a Rosja nie weszła w stadium kryzysu ekonomicznego jak Związek Radziecki na przełomie lat 80. i 90.? Przede wszystkim dlatego, że zmienił się świat, który – tak jak chciał Władimir Putin – stał się wielobiegunowy. Stany Zjednoczone i Zachód okazały się bezsilne wobec Chin, Indii czy innych krajów Południa, które wciąż z Rosją handlują i dzięki którym Władimir Putin nie powtórzył losu Michaiła Gorbaczowa.

Na razie więc Putin wojnę wygrywa, ale Rosjanie ją paradoksalnie przegrywają. Zwłaszcza ci, którzy nie chcą żyć w totalitarnej rzeczywistości. Przegrana wojna była jedyną szansą na zmianę. Tak jak porażka Japonii czy Niemiec, która wymusiła radykalne zmiany, w ostatecznych rachunku dla obu tych krajów korzystne. Faktem jest, że większość Rosjan popiera Władimira Putina. Nieważne, czy robią to z pobudek ekonomicznych, czy ideowych, oni także przegrywają, godząc się na życie w klatce. W państwie totalnym nikt nie jest wolny, a dominującym uczuciem jest strach. W każdej chwili mogą przyjść także po tych którym dzisiaj wydaje się, że są członkami rosyjskiej elity i że wiele od nich zależy. Bo choć w Rosji po inwazji na Ukrainę pozornie niewiele się zmieniło, to pojawiło się tam, początkowo słabo uchwytne, poczucie wszechogarniającego lęku. Lęku przed donosem, przed spotkaniem z niewłaściwym człowiekiem, przed podsłuchaną rozmową. Wiem coś o tym, bo sam się stałem z dnia na dzień, jako przedstawiciel „państwa nieprzyjaznego”, takim człowiekiem, z którym kontaktów trzeba było unikać.
Grzegorz Ślubowski – był ostatnim konsulem generalnym RP w Sankt Petersburgu. 10 stycznia 2025 został wydalony z Rosji i uznany za persona non grata.
Ludzie, z którymi wcześniej blisko współpracowałem, po wybuchu pełnoskalowej inwazji na Ukrainę zaczęli unikać nawet kontaktu wzrokowego podczas przypadkowego spotkania na ulicy. I doskonale to rozumiem, bo – jak mi powiedział pewien Rosjanin na pytanie, dlaczego boi się ze mną spotkać – „wy stąd kiedyś przecież wyjedziecie, ale ja przecież zostanę”.