Nasza strona używa ciasteczek do zapamiętania Twoich preferencji oraz do celów statystycznych. Korzystanie z naszego serwisu oznacza zgodę na ciasteczka i regulamin.
Pokaż więcej informacji »
Drogi czytelniku!
Zanim klikniesz „przejdź do serwisu” prosimy, żebyś zapoznał się z niniejszą informacją dotyczącą Twoich danych osobowych.
Klikając „przejdź do serwisu” lub zamykając okno przez kliknięcie w znaczek X, udzielasz zgody na przetwarzanie danych osobowych dotyczących Twojej aktywności w Internecie (np. identyfikatory urządzenia, adres IP) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów w celu dostosowania dostarczanych treści.
Portal Nowa Europa Wschodnia nie gromadzi danych osobowych innych za wyjątkiem adresu e-mail koniecznego do ewentualnego zalogowania się przy zakupie treści płatnych. Równocześnie dane dotyczące Twojej aktywności w Internecie wykorzystywane są do pomiaru wydajności Portalu z myślą o jego rozwoju.
Zgoda jest dobrowolna i możesz jej odmówić. Udzieloną zgodę możesz wycofać. Możesz żądać dostępu do Twoich danych osobowych, ich sprostowania, usunięcia, ograniczenia przetwarzania, przeniesienia danych, wyrazić sprzeciw wobec ich przetwarzania i wnieść skargę do Prezesa U.O.D.O.
Korzystanie z Portalu bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza też zgodę na umieszczanie znaczników internetowych (cookies, itp.) na Twoich urządzeniach i odczytywanie ich (przechowywanie informacji na urządzeniu lub dostęp do nich) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów. Zgody tej możesz odmówić lub ją ograniczyć poprzez zmianę ustawień przeglądarki.
Rosja / 26.05.2025
Igor Krawetz
Ich językiem posługuje się nie kilka procent, a kilka osób. Moskwa i tak ich niszczy
Przedstawiciele rdzennych narodów zamieszkujących terytorium Federacji Rosyjskiej decydują się na udział w imperialnej wojnie Putina z banalnych powodów: biedy i nędzy. – Rosja doprowadziła rdzenne narody do stanu, w którym dosłownie balansują na granicy przeżycia. Dlatego dla wielu pokusa jest zbyt silna: za udział w wojnie dostają obietnicę zarobienia ogromnych pieniędzy, a alternatywy w postaci godnej pracy na miejscu po prostu nie ma. Oczywiście to nie znaczy, że należy udział w wojnie tych grup społecznych usprawiedliwiać. Niezależnie od motywacji uczestnicy wojny stają się zbrodniarzami wojennymi – wyjaśnia w tekście Igora Krawetza Paweł Sulandziga, założyciel Międzynarodowej Fundacji na rzecz Rozwoju i Solidarności Ludów Rdzennych oraz badacz w Dartmouth College i Uniwersytecie Maine.
Republika Sacha (Jakucja), Rosja, 22.02.2020 r. - Starszy Evenks (pasterz reniferów) z reniferami północnymi (Rangifer tarandus) w tundrze w słoneczny zimowy dzień
Posłuchaj słowa wstępnego czwartego wydania magazynu online!
W grudniu pojawiła się wiadomość, że Iwan Łymniewicz Tajmagyr zginął w obwodzie kurskim podczas rosyjskiej ofensywy. Miał być jednym z „ostatnich przedstawicieli małego ludu Kereków”.
Kerekowie to zagrożony lud paleoazjatycki zamieszkujący Rosję. Tradycyjnie mieszkali na Czukotce, zajmując się hodowlą reniferów, polowaniem i rybołówstwem. Jednak asymilacja i migracja spowodowały, że pod koniec XX w. przedstawiciele Kereków niemal całkowicie zniknęli. Według rosyjskiego spisu powszechnego z 2021 r. jedynie 23 osoby nazywały się Kerekami. Spośród nich tylko czterech mówiło wówczas w języku ojczystym. Komentując doniesienia o śmierci Tajmagyra, jeden z internautów napisał: „Kiedy już będzie po wszystkim, wśród oskarżeń pod adresem Rosjan na pierwszy plan wyjdzie ten temat – ludobójstwo małych narodów”.
Jak jednak przekonali się eksperci z Estońskiego Bałtyckiego Centrum Zwalczania Zaburzeń Informacyjnych (BECID), ta przepełniona emocjami historia o śmierci jednego z ostatnich Kereków okazała się fałszywa. Badanie wykazało, że wspomniany w wiadomościach zmarły nie był wcale etnicznym Kerekiem. Twierdzenie, że należał do tego ludu, być może wynikało z nieporozumienia lub stanowiło próbę wykorzystania tragedii do zwrócenia uwagi na tę grupę etniczną. Ujawnienie mistyfikacji przypomniało, że do kwestii ludności rdzennej należy podchodzić ze szczególną precyzją, aby nie dyskredytować jej prawdziwej historii i problemów.
– To była fałszywa informacja – mówi dr Paweł Sulandziga, założyciel Międzynarodowej Fundacji na rzecz Rozwoju i Solidarności Ludów Rdzennych oraz badacz w Dartmouth College i Uniwersytecie Maine. – Nie jest jasne, kto ją rozpowszechniał, źródło nadal nie zostało zidentyfikowane. Wynika to z faktu, że ludność rdzenna jest zwykle wciągana w wojnę informacyjną bez jej zgody.
Jak twierdzi Sulandziga, w ostatnich latach przedstawicieli narodów nierosyjskich przedstawiano jako bojowników o „rosyjskie interesy”. To stara, tradycyjna technika polityki imperialnej, gdzie podbite narody wykorzystuje się do wykonywania najbardziej niewdzięcznych zadań.
– Obserwujemy te same narracje również dzisiaj – dodaje ekspert. – Mimo że w rzeczywistości stosunek etnicznych Rosjan do narodów nierosyjskich często charakteryzuje się silnym nacjonalizmem i rasizmem. Przedstawiciele narodów nierosyjskich spotykają się z tym cały czas. Kiedy przybywają do dużych miast lub ośrodków regionalnych, często nie pozwala się im wynajmować mieszkań, obraża się, są również fizycznie atakowani. Z przypadkami tego rodzaju dyskryminacji spotykamy się na każdym kroku.
Iluzja godności w kraju o wojskowej hierarchii
Wojna w Ukrainie nasiliła dyskurs antykolonialny i wysunęła na pierwszy plan dyskusję na temat relacji władz rosyjskich z mniejszościami narodowymi i ludnością rdzenną. Kijów też wykorzystuje w swojej propagandzie wojennej temat rdzennej ludności Rosji. W Ukrainie organizowane są konferencje z jasnym przesłaniem prawnym i praktycznym – na przykład: „Trwałe ludobójstwo narodów Eurazji przez władze państwa-agresora”. Występują na nich przedstawiciele Głównego Zarządu Wywiadu Ukrainy.
To, że Kijów wykorzystuje tę problematykę w swojej wojennej propagandzie, nie oznacza wcale, że problem nie istnieje lub jest mniejszy niż strona ukraińska go przedstawia. Rasizm i ksenofobia są w Rosji powszechne, o czym na początku stulecia pisała w swoim raporcie Amnesty International.
„W niektórych regionach całym grupom ludności odmawia się znacznego zakresu praw gospodarczych, obywatelskich i politycznych, w tym prawa do obywatelstwa” – czytamy w jej raporcie Federacja Rosyjska: Dyskryminacja ze względu na rasę.
Ci, którzy musieli szukać mieszkania na wynajem lub pracy w Rosji, wiedzą, że niemal co drugie ogłoszenie opatrzone jest dopiskiem: „Tylko dla Słowian”. Zareagował na to nawet aparat państwowy. W zeszłym roku sąd w Moskwie zakazał dystrybucji trzech publikacji z ofertą pracy zawierających sformułowanie „tylko dla Słowian”. Oferty dotyczyły stanowisk na budowie, w piekarni i sklepie odzieżowym. Zdaniem sądu „ogłoszenia te ujawniały dyskryminację osób poszukujących pracy ze względu na narodowość”.
– Kiedy dziennikarze pytają mnie o przyczyny zaangażowania w wojnę tak wielu narodów nierosyjskich, wskazuję na oczywiste czynniki: biedę i nędzę – mówi Sulandziga. – Rosja doprowadziła ludność rdzenną do stanu, w którym dosłownie balansują na granicy przeżycia. Dlatego dla wielu pokusa jest zbyt silna: za udział w wojnie dostają obietnicę zarobienia ogromnych pieniędzy, a alternatywy w postaci godnej pracy na miejscu po prostu nie ma. Oczywiście to nie znaczy, że należy udział w wojnie tych grup społecznych usprawiedliwiać. Niezależnie od motywacji uczestnicy wojny stają się zbrodniarzami wojennymi.
Ale oprócz biedy i beznadziei istnieje jeszcze jeden czynnik, który popycha przedstawicieli małych narodów do wojny i który jest bezpośrednio związany z rosyjskim imperializmem:
– To poczucie upokorzenia, kompleks niższości – wyjaśnia badacz. – Przedstawiciele ludów rdzennych przez całe życie spotykają się z dyskryminacją i rasizmem. W rezultacie wielu pragnie udowodnić, że są „tacy sami jak Rosjanie”. Uczestnicząc w wojnie, chcą okazać swoją lojalność, jakby chcieli powiedzieć: „Nie jesteśmy gorsi od was”.
Jednak na froncie spotykają się z rasizmem, który jest jeszcze gorszy niż w życiu cywilnym. W armii rosyjskiej funkcjonuje wyraźna hierarchia narodowa, na szczycie której znajdują się Rosjanie. Mniejszości narodowe i przedstawiciele tzw. małych narodów rdzennych, a także migranci, który trafiają na wojnę w Ukrainie w wyniku ulicznych łapanek, najczęściej w zamian za obietnicę otrzymania rosyjskiego obywatelstwa po powrocie z frontu, są wykorzystywani jako mięso armatnie. Propaganda w Rosji pokazuje jednak zupełnie inny obraz: bohaterstwo, zaszczyty, oficjalne pogrzeby. Wszystko to stwarza iluzję honoru i przynależności do „wielkiego, wieloetnicznego narodu rosyjskiego”.
„Nigdy nie chodziliśmy sami po mieście, byliśmy bici i okradani za nasze skośne oczy”
Urodzony w latach sześćdziesiątych Paweł Sulandziga jest rodowitym Udege, przedstawicielem małego ludu zamieszkującego Kraj Nadmorski – to region, którego stolicą jest Władywostok.
– Jeśli mówimy o sytuacji naszego języka, to jest ona krytyczna – wyznaje. – Nie mówimy już o procentach, ale po prostu o liczbie osób. Dziś tylko cztery osoby mówią doskonale w tym języku. Tylko cztery! To są nasze babcie. Jeśli odejdą, można powiedzieć, że język zostanie całkowicie utracony. Jest też około 16–18 osób, które rozumieją ten język, ale praktycznie nim nie mówią. Reszta zna tylko pewne słowa lub wyrażenia. Z taką rzeczywistością się mierzymy.
Języka Udege nigdy nie uczono w szkołach. Pomimo żądań przedstawicieli ludu władze rosyjskie nie zgodziły się, by nauczać go nawet jako przedmiotu nieobowiązkowego. Społeczność z własnej inicjatywy opracowała pomoce dydaktyczne. Część programów była kiedyś wspierana przez Fundację Sorosa i japońskich naukowców.
– W najbliższej przyszłości najprawdopodobniej nie uda się ożywić języka – mówi Sulandziga. – Jest na skraju wyginięcia. Dziś międzynarodowi naukowcy, zajmujący się ochroną małych języków, używają terminu „języki zamrożone” zamiast „martwe”. Dzieje się tak dlatego, że nawet jeśli znikną rodzimi użytkownicy języka, pozostaje udokumentowany materiał, nagrania. Istnieją przykłady odrodzenia takich języków na świecie, choć jest ich niewiele. Jeśli chodzi o język ludu Udege, sytuacja jest naprawdę krytyczna. Jednak młodsze pokolenie czyni wysiłki, aby zatrzymać ten proces.
Sulandziga sam wychował się we wsi, gdzie prawie wszyscy byli Udege, i jako dziecko nie myślał o tożsamości narodowej.
– Jak graliśmy w wojnę, to „Rosjanami” byli zwykle silniejsi, a „Niemcami” – słabsi – wspomina z uśmiechem ekspert.
Z inną sytuacją spotkał się, gdy po raz pierwszy przybył do miasta.
– Tam zdałem sobie sprawę, że nie jestem Rosjaninem. Wyzywano nas, bito, zabierano pieniądze. Nigdy nie chodziliśmy sami, żeby uniknąć ataków. Kiedy trafiłem do szkoły z internatem w rosyjskiej osadzie, to przeżyłem szok. Już pierwszego dnia inni uczniowie obrażali nas, krzyczeli, a czasem nawet próbowali włamać się do naszych pokoi. Powtarzało się to prawie każdego wieczoru. Po takich wydarzeniach nabrałem poczucia, że każdy Rosjanin może okazać się wrogiem. Zawsze miałem się na baczności, spodziewając się ataku. Ale jednocześnie interesowałem się szachami, brałem udział w konkursach, a nawet zdobywałem nagrody. Pomogło mi to zachować wewnętrzną równowagę – przyznaje.
– Kiedy poszedłem na studia, znalazłem się w międzynarodowym środowisku studenckim. To był dla mnie punkt zwrotny. Zrozumiałam, że nie chodzi tu o narodowość, ale o ludzi: są dobrzy i źli, niezależnie od pochodzenia. Wśród moich znajomych byli Gruzini, Jakuci i Żydzi. Raz nawet wdałem się w konflikt z Rosjanami, broniąc kolegi z klasy, ale moi towarzysze przyszli na ratunek. Zróżnicowane narodowo środowisko pomogło mi pozbyć się kompleksu niższości, nienawiści i strachu. Jednak codzienny rasizm i nacjonalizm pozostają silne i jest to problem systemowy w Rosji –wyjaśnia Sulandziga.
Paweł został nauczycielem w swojej ojczyźnie, we wsi Krasny Jar, i jednocześnie lokalnym aktywistą. W 1991 r. Udege zjednoczyli się przeciwko południowokoreańskiej korporacji „Hyundai”, która planowała rozpocząć przemysłową wycinkę drzew w pobliżu ich wioski. Protestowi przewodniczył właśnie Sulandziga. Postanowił zgłosić sytuację Borysowi Jelcynowi, którego oczekiwano we Władywostoku. Gdy tylko Jelcyn wysiadł z samolotu, Sulandziga chwycił go za rękaw. Później do jego wsi Krasny Jar przybyła komisja z Moskwy i postanowiła zamrozić projekt do czasu osiągnięcia kompromisu z Udege. Kilka miesięcy później sama firma zrezygnowała z pozyskiwania drewna. Na fali popularności po protestach Sulandziga został doradcą ds. ludności rdzennej w rządzie Kraju Nadmorskiego i brał udział w dyskusji na temat ustaw chroniących prawa ludności rdzennej.
W 1996 r. po raz pierwszy przemawiał przed ONZ — ubrany w strój narodowy oświadczył, że: „Ludność rdzenna, państwo i biznes są antagonistami, a ich stosunki są skazane na wieczną walkę”. Od momentu powstania rosyjskiej Rady Społecznej w 2006 r. był jej członkiem i pełni funkcję współprzewodniczącego Grupy Roboczej ds. Rozwoju Odległych Terytoriów Syberii i Dalekiego Wschodu. Przez dwie kadencje – od 2005 do 2011 r. – był wybierany na członka Stałego Forum ONZ ds. ludności rdzennej. W 2017 r. wystąpił o azyl polityczny w Stanach Zjednoczonych. W 2022 r. był jednym z inicjatorów utworzenia Międzynarodowego Komitetu Ludności Rdzennej Rosji, który miał wypowiadać się w ich imieniu przeciwko wojnie rozpętanej przez Rosję przeciwko Ukrainie.
– Zajmuję się problematyką ochrony praw rdzennej ludności Północy, Syberii i Dalekiego Wschodu – opowiada Sulandziga. – I pewnego dnia usłyszałem ciekawą wypowiedź działaczki z Republiki Tuwa. Powiedziała: „Zamierzam przekonać znajomych, że nie jesteśmy gorsi od Rosjan”. To stwierdzenie mówi wiele o sytuacji narodów nierosyjskich w Rosji. Jeśli nawet Tuwińczycy, mieszkający w większości na swoim historycznym terytorium i mający własną republikę, w której Rosjan prawie nie ma, czują się „gorsi od Rosjan”, to widać skalę systemowego rasizmu i nacjonalizmu w kraju.
Z danych ONZ wynika, że na świecie żyje ponad 400 milionów przedstawicieli tzw. ludności rdzennej. Nie ma jednak jasnej definicji tego określenia. Według terminologii ONZ ludność rdzenna to ludność zamieszkująca określony obszar, utrzymująca ścisłe związki z terytorium swoich przodków, ze środowiskiem naturalnym tego obszaru, a także identyfikująca się jako odrębna grupa etniczna posiadająca określony język i kulturę. Ludy rdzenne mają także swoje własne, tradycyjne instytucje społeczne i polityczne.
W Rosji terminologia jest inna: stosuje się pojęcie „małych narodów rdzennych”, do którego często dodaje się określenie geograficzne, sugerujące, że chodzi o ludy żyjące w najdalej wysuniętych na północ regionach Rosji. Pierwszy kongres rdzennej ludności Północy zorganizowano jeszcze w ZSRR w 1990 r.
– To zabawne, że w ZSRR nazywano nas „ludami Północy”, choć żyjemy na szerokości geograficznej Soczi. Udege byli najbardziej wysuniętym na południe ludem Północy! – śmieje się Sulandziga. – Jednocześnie w Rosji w wyniku kompromisu pojawiła się definicja „małych ludów rdzennych”, ponieważ niektórzy twierdzili, że Rosjanie są także „ludnością rdzenną” na swoim terytorium. Dlatego postanowiono dodać słowo „mały” do terminu „lud rdzenny”, aby skupić się na ochronie praw ludów prowadzących tradycyjny tryb życia i zagrożonych wyginięciem. Częściowo uczestniczyłem w pracach grupy omawiającej te kwestie podczas tworzenia nowej Konstytucji.
W obliczu wzrostu samoświadomości etnicznej i ruchów narodowych w regionach ludność rdzenna zaczęła także deklarować swoją tożsamość narodową. W1993 r. zdecydowano się na włączenie do rosyjskiej Konstytucji (art. 69) zapisu stanowiącego, że Federacja Rosyjska gwarantuje prawa ludności rdzennej zgodnie z powszechnie uznanymi zasadami i normami prawa międzynarodowego.
Władze rosyjskie starały się jednak zaniżać liczbę osób mogących korzystać z tych praw. W 1999 r. weszła w życie ustawa o gwarancjach praw małych ludów rdzennych, w której stwierdzono, że do tej grupy zaliczają się tylko narody o populacji mniejszej niż 50 tysięcy osób. W ten sposób 47 ludów uznano za rdzenną ludność Rosji. Liczba ta nie odzwierciedla faktycznej etnicznej różnorodności panującej na terytorium Rosji. W 2004 r. ukazał się kolejny dokument – lista rdzennej ludności Północy, Syberii i Dalekiego Wschodu Rosji, która obejmowała 40 ludów. Jednocześnie regionom przyznano prawo do tworzenia własnych list ludności rdzennej. Na przykład w Jakucji i Dagestanie za ludność rdzenną uznano... Rosjan.
– Rasizm i dyskryminacja nie ograniczają się do stosunku większości rosyjskiej do małych narodów – podkreśla Sulandziga. – Spotykałem się także z nacjonalizmem ze strony większych narodów, takich jak Sacha [Jakuci – red.]. W Republice Sacha-Jakucji zdarzały się przypadki znieważania i poniżania rdzennej ludności. Musiałem sobie radzić z takimi sytuacjami, rozmawiałem o tym z urzędnikami państwowymi. Jeden z jakuckich naukowców zaproponował nawet wprowadzenie terminu „jakutyzm” na określenie dyskryminacji ludności rdzennej. Uznał, że to zjawisko istnieje i że lud Sacha musi z nim walczyć.
Nacjonalizm mniejszościowy, skierowany przeciwko jeszcze mniejszym narodom, jest często wynikiem własnych doświadczeń z dyskryminacją. To błędne koło, które można przerwać jedynie poprzez edukację i świadomość problemu. A to jest w Rosji tabula rasa.
„Nie mamy chleba”
Oprócz praw narodowych dla przedstawicieli rdzennej ludności Rosji ogromne znaczenie mają ekologia i dostęp do możliwości uprawiania tradycyjnego rzemiosła: rybołówstwa, łowiectwa, hodowli reniferów. Ale to właśnie tradycyjny sposób życia ludności rdzennej i dążenie do jego modernizacji, także przy użyciu siły, były głównym źródłem dyskryminacji.
– Dlatego międzynarodowa koncepcja „ludności rdzennej” podkreśla prawo do samorządu, ochrony terytoriów i zasobów. Odzwierciedla się dążenie tych narodów do równości przy jednoczesnym zachowaniu ich wyjątkowych cech – wyjaśnia Sulandziga.
Ponadto wydobycie ropy, gazu i złota prowadzi do zanieczyszczenia środowiska, co ogromnie wpływa na życie rdzennej ludności. Na przykład wyciek 20 tysięcy ton oleju napędowego, do którego doszło w 2020 r. w zakładach „Norylski Nikiel”, będących największym na świecie producentem niklu i palladu, spowodował zanieczyszczenie pobliskich rzek. Dziś przez to rybacy nadal nie mogą łowić ryb i mimo rekordowej kary, jaką zapłaciła firma, rdzenna ludność nie otrzymała praktycznie nic, bo pieniądze trafiły do budżetu federalnego.
– Uczestniczymy w spotkaniach ONZ, gdzie często spotykamy się z jawnymi kłamstwami – mówi ekspert. – Niektórzy rdzenni mieszkańcy pracujący dla dużych firm, takich jak „Norylsk Nikiel”, opowiadają historie o „dobrobycie” i „zrównoważonym rozwoju”. Obalamy ich twierdzenia, powołując się na fakty. Transmitowaliśmy jedno z takich spotkań w internecie i właśnie w tym momencie otrzymaliśmy wiadomość bezpośrednio z tundry od lokalnych mieszkańców: „Proszę poruszyć tę kwestię – nie mamy chleba”. To jest rzeczywistość rdzennych narodów, którą staramy się pokazać światu.
„Potrzebują naszych zasobów, aby zniszczyć Ukrainę”
Niezależne, oddolne organizacje ludów rdzennych znajdują się pod polityczną presją rosyjskich władz co najmniej od ponad dziesięciu lat. Być może dlatego Rosyjskie Stowarzyszenie Ludności Rdzennej Północy, Syberii i Dalekiego Wschodu Federacji Rosyjskiej – założone w 1990 r. na wspomnianym Kongresie Ludów Północy – zostało oskarżone o lobbowanie w interesach korporacji naftowych i przemysłowych w Rosji. Niektóre z organizacji decydują się na współpracę z władzami z obawy o bezpieczeństwo swoich członków albo w poczuciu, że w ten sposób uda się więcej ugrać. Po lutym 2022 r. presja nasiliła się jeszcze bardziej.
– Jedna z kluczowych organizacji ludności rdzennej publicznie wspiera Putina i wojnę – wyznaje Sulandziga. – To był dla nas szok i wstyd. My, grupa przedstawicieli rdzennej ludności, zmuszona do opuszczenia Rosji w wyniku represji, szybko nawiązaliśmy ze sobą kontakt, choć mieszkamy w różnych krajach, i postanowiliśmy stworzyć własną, niezależną organizację. Sprzeciwiamy się wojnie, ponieważ uważamy ją za potworną zbrodnię.
W ten sposób powstał Międzynarodowy Komitet Ludności Rdzennej Rosji (ICIPR). W jego apelu z kwietnia 2022 r. czytamy: „Zdecydowana większość rejonów narodowych i republik Rosji to regiony zacofane gospodarczo, z ubogą ludnością, gdyż większość wytworzonego przez te obwody majątku narodowego trafia do centrum federalnego i jest wykorzystywana przez prezydenta Putina do realizacji swoich imperialnych planów tłumienia wolności narodów Rosji i innych krajów. Imperialny szowinizm, starannie pielęgnowany przez Putina od 20 lat, doprowadził do krwawej masakry w Ukrainie, która ma na celu stłumienie wolności narodu ukraińskiego. Ale tylko wolność daje każdemu narodowi możliwość bycia panami własnej ziemi, pełnego rozwoju, zachowania swojego języka, kultury, tradycji i przebywania wśród narodów cywilizowanych. Dziś Ukraińcy pokazują wszystkim, jak kochać swoją ojczyznę, swój naród, swój sposób życia. Dziś bronią nie tylko swojej wolności, ale także wolności narodów Rosji, o których losie decyduje się dziś w Ukrainie”.
– Ważne było dla nas pokazanie, że nie wszystkie rdzenne ludy Rosji popierają tę wojnę, jak starają się to przedstawić oficjalni propagandyści. Aktywnie działamy, kontaktując się z przedstawicielami naszych narodów w Rosji. Wyjaśniamy, że nie jest to „wojna wyzwoleńcza”, ale agresywna inwazja, na której korzystają wyłącznie Putin i jego reżim. Udział w tym konflikcie jest przestępstwem. Niestety nasza publiczność jest bardzo ograniczona. W naszych regionach panuje bieda, często nie ma dostępu do internetu, a większość ludzi ulega propagandzie telewizyjnej. Staramy się wykorzystywać wszystkie dostępne nam środki, aby dotrzeć do nich z prawdą – mówi Sulandziga.
Igor Krawetz – dziennikarz, bloger, prowadzi fanpage Ukrainiec w Polsce. Współpracował z Gazetą Wyborczą, Polityką, Wirtualną Polską i Resetem Obywatelskim, z szeregiem mediów ukraińskich. Od 2015 razem ze Związkiem Ukraińców w Polsce zwalcza antyukraińską mowę nienawiści. Uczestnik ruchu Obywatele RP, absolwent Studium Europy Wschodniej UW.
Nie traci nadziei. Ruch rdzennej ludności Rosji, zwłaszcza na Dalekim Wschodzie, był dość silny i niezależny przed rozpoczęciem masowych represji w Rosji. Stało się to możliwe dzięki kontaktom z rdzenną ludnością Danii, Grenlandii, Kanady i Alaski, a także Maorysami w Nowej Zelandii.
– To doświadczenie jest niezwykle udane i inspirujące. Model Maorysów może stać się przykładem dla naszych narodów, jeśli zmienią się warunki w Rosji – podsumowuje Sulandziga. – Będziemy o to zabiegać w przyszłości, gdy nadarzy się okazja, aby zastosować ich doświadczenie w naszej ojczyźnie.