Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Międzymorze / 23.07.2025
Adam Miklasz

Był gwiazdorem mistrzostw piłkarskich. Nigdy się nie odbyły

Na początku 2021 roku sportowe serwisy informacyjne na całym świecie ogłosiły urbi et orbi, że oto portugalski napastnik Cristiano Ronaldo, strzelając 757. i 758. gola w karierze, wyprzedził legendarnego Pelego i został najlepszym strzelcem w historii futbolu. Wielu statystyków piłkarskich natychmiast podważyło te dane, veto postawił sam Pele, zmieniając opis swojego instagramowego profilu na „Najlepszy strzelec wszech czasów (1283)”. Najbardziej oburzeni byli jednak… Czesi. Uważają bowiem, że to właśnie ich rodak strzelił najwięcej goli w historii futbolu. Kim był ten tajemniczy jegomość? Najłatwiej byłoby odpowiedzieć: XX-wiecznym Środkowoeuropejczykiem.
Foto tytułowe
Archiwum Autora



Posłuchaj słowa wstępnego piątego wydania magazynu online!

Pobierz magazyn ZA DARMO
Magazyn Nowa Europa Wschodnia Online
jest bezpłatny.

Zachęcamy do wsparcia nas na Patronite


Najbardziej czeskie miasto


Na początku zeszłego stulecia miastem, w którym żyło najwięcej Czechów, nie była wcale Praga. Według spisu ludności przeprowadzonego w 1900 roku Wiedeń zamieszkiwało około 1,6 miliona obywateli. Zgodnie z państwową polityką tożsamościową pytanie w spisie dotyczyło nie narodowości (uznano, że wszyscy mieszkańcy imperium z założenia są narodowości „habsburskiej”), lecz języka potocznego, po niemiecku Umgangssprache. Używanie języka czeskiego oficjalnie zadeklarowało 102 974 osób, choć – ze względu na dość niejasne kryteria spisu – zakłada się, że w Wiedniu żyło wówczas od 250 do 300 tysięcy Czechów.

Jądrem wiedeńskiej czeskości była peryferyjna dzielnica Favoriten – obecnie już zdecydowanie bardziej międzynarodowa, zamieszkała zarówno przez Słowian południowych i zachodnich, jak i Turków. Na początku XX wieku dominowali tu jednak właśnie Czesi, którzy w większości uciekali do tej robotniczej dzielnicy z czeskiej prowincji przed biedą, szukając dla siebie lepszego życia. Nic więc dziwnego, że właśnie w Favoriten powstawały czeskie organizacje, zrzeszenia, a jeszcze w 1883 roku przy Quellenstrasse otwarto pierwszą czeską szkołę imienia Jana Amosa Komenskiego.

Na tej samej ulicy urodził się i wychowywał nasz bohater – Josef Bican. Jego matka była wiedeńską Czeszką, natomiast ojciec pochodził z niewielkiej południowoczeskiej mieściny. To właśnie pan František Bican, sam kopiący szmaciankę w klubie lokalnym, wiedeńskiej Herthcie, rozbudził w małym Pepiku miłość do futbolu. Była to miłość absolutnie ślepa – ośmiolatek nie zraził się do piłki nożnej nawet wtedy, gdy jego ojciec podczas jednej z gier doznał tragicznej kontuzji, został kopnięty w nerkę i wskutek zakażenia niebawem zmarł, pozostawiając samotną żonę i dwóch małoletnich synów w bardzo trudnym położeniu. Młody Bican już w nastoletnim wieku zmuszony był do podjęcia pracy, nie brakowało mu jednak czasu i ochoty na oddawanie się swojej pasji. Dość szybko dostrzeżono jego ogromny potencjał – mając 19 lat, podpisał zawodowy kontrakt z innym klubem wiedeńskim, Rapidem. Rozkochany w futbolu Wiedeń ekscytował się rywalizacją młodego gladiatora z 10 lat starszą legendą piłkarskiej Europy, Mozartem futbolu, Matthiasem Sindelarem. Również wiedeńskim Czechem.


Czescy giganci z Favoriten


Obu czeskich herosów wiele jednak – poza wiekiem – dzieliło. Młody Bican był prawdziwym atletą. Silnym, szybkim, obdarzonym mocnym i niezwykle precyzyjnym uderzeniem. Sindelar uosabiał szyk, styl i elegancję. Uznawano go za prawdziwego wirtuoza futbolu. Bican nieustannie rozwijał się, przez całą karierę chwalono go za etos pracy i profesjonalizm. O Sindelarze, piłkarzu o lichej i wątłej budowie, mówiono, że nie lubi się przemęczać.
Archiwum autora
Był celebrytą, birbantem i kobieciarzem, przepadał za kawiarniami i towarzystwem. Połączyły ich jednak, oprócz pochodzenia, występy w sławnej reprezentacji Austrii z początku lat 30., niebezpodstawnie nazywanej Wunderteamem. W tym naszpikowanym gwiazdami zespole prym wiódł Matthias Sindelar, Bican miał wówczas status adepta i wschodzącej gwiazdy. Obaj wystąpili podczas nieszczęsnego mundialu w 1934 roku, kiedy to faworyzowane gwiazdy znad Dunaju zostały w ordynarny sposób oszukane przez szwedzkiego sędziego Ivana Eklinda i odpadły w półfinale z gospodarzami, czyli reprezentacją Włoch Mussoliniego. Josef Bican miał podczas tych mistrzostw ledwie 21 lat i wydawało się, że największe sukcesy jeszcze przed nim. Politycy mieli jednak inne plany…


Mocniej zabiło czeskie serce


Największa różnica pomiędzy starym i młodym mistrzem dotyczyła jednak ich wyborów tożsamościowych. Urodzony na czeskiej Wysoczynie, Sindelar bardzo szybko stał się wiedeńczykiem, wrósł w to miasto, utożsamiał się z nim i uosabiał je. Odwrotnie Bican – choć urodzony w Wiedniu, z wiekiem coraz bardziej czuł się Czechem. Być może wpływ na jego poczucie przynależności narodowej miały regularne, wakacyjne odwiedziny u ukochanych dziadków w południowych Czechach, gdzie łowił z dziadkiem ryby, kopał piłkę z miejscowymi chłopakami i czuł się szczęśliwy. Z pewnością to czeskie serce wpłynęło na zaakceptowanie sensacyjnej wówczas propozycji przejścia do Slavii Praga. Sensacyjnej, bo transferów największych światowych gwiazd dokonywano wówczas znacznie rzadziej niż obecnie. Ponadto prawdziwy wiedeńczyk opuszczał świetny klub i prestiżową wówczas ligę austriacką. Inna sprawa, że zamieniał ją na ligę czechosłowacką, będącą jedną z najlepszych na kontynencie.

Josef Bican otrzymał gwiazdorski kontrakt, dzięki któremu zarabiał prawie cztery razy więcej niż koledzy z drużyny, ale dumni Austriacy nie mogli pogodzić się z odejściem snajpera i zaczęli uprzykrzać procedurę, wykorzystując kruczki prawne i wpływy w międzynarodowej federacji piłkarskiej. W efekcie Bican musiał odczekać obowiązkową karencję, aby wreszcie zadebiutować na czeskiej ziemi – w pierwszym meczu z zespołem Bohemians Praga strzelił aż cztery gole, witając się z kibicami w iście spektakularny sposób.

Zbliżały się mistrzostwa świata w 1938 roku, podczas których wiedeński Czech chciał zagrać już w barwach Czechosłowacji. Jednak operacja przyznawania obywatelstwa przedłużała się, urzędnicy byli nadmiernie skrupulatni, koperta z potwierdzeniem nie dotarła na czas i potencjalny as reprezentacji na mundial nie pojechał. Szkoda? Oczywiście, ale sam bohater – wówczas 27-letni – sądził zapewne, że wystąpi w dwóch kolejnych turniejach mistrzowskich w 1942 i 1946 roku.


W szponach totalitaryzmów


Jak nietrudno się domyślić, piłkarz nie zagrał zgodnie z planem z prozaicznego powodu: te turnieje po prostu się nie odbyły. Minął niecały rok od francuskiego mundialu, a nowa ojczyzna Josefa Bicana zmieniła szyld i stała się Protektoratem Czech i Moraw. Jeśli spojrzeć z punktu widzenia polskiego przedwojennego piłkarza, gwiazdor Slavii i tak nie miał prawa narzekać – do 1944 roku odbywały się nieprzerwanie mistrzostwa ligi Czech i Moraw, w których, w ciągu pięciu lat, Bican strzelił aż 302 gole, pięciokrotnie zdobywając tytuł mistrza i króla strzelców. Tymczasem polskim piłkarzom niemieccy okupanci zakazali jakiejkolwiek aktywności w formule zorganizowanej.

Warto jednak nadmienić, że Bican – człowiek prawy, o silnym kręgosłupie moralnym – zachowywał się w trakcie okupacji z godnością. Mimo wiedeńskiego pochodzenia wymigał się od podpisania volkslisty, odmawiając ponadto gry w reprezentacji Trzeciej Rzeszy. Przyczynił się również, wykorzystując swoje piłkarskie kontakty w niemieckim świecie, do uwolnienia słynnego dziennikarza sportowego żydowskiego pochodzenia, Josefa Laufera. Tuż po zakończeniu działań wojennych otrzymał lukratywne propozycje z włoskich klubów, m.in. z Juventusu Turyn. Był jednak rok 1945, a Bican – brzydzący się wszystkimi totalitaryzmami – przypuszczał, że we Włoszech niebawem przejmą władzę komuniści. We Włoszech nie przejęli, przejęli za to w Czechosłowacji.


Adam Miklasz – pisarz, dziennikarz. Mieszka w Cieszynie. Interesuje się historią, kulturą i piłką nożną w Europie Środkowej i na Bałkanach. Jego najnowsza książka to Řezaný świat. Osobisty przewodnik po Śląsku Cieszyńskim

Inne artykuły Adama Miklasza
Gwiazda mistrzostw, które się nie odbyły


W oczach nowej rewolucyjnej władzy zarówno Josef Bican, jak i jego Slavia stanowili archetyp zgnuśniałego, burżuazyjnego świata, który powinien wylądować na śmietniku historii. Rzeczywistość nie rozpieszczała zatem króla murawy – grywał jeszcze w Slavii, Vitkovicach, Hradcu Králové, ale tę aktywność musiał godzić z pracą (między innymi) na stanowisku pomocnika robotnika w kladeńskiej hucie. Jesień życia spędził w praskich Holešovicach, oddając się łowieniu ryb, uprawianiu sportu oraz spotkaniom z przyjaciółmi i kibicami. Przypominał także o tym, że strzelił w karierze nie 722 (jak uważa Międzynarodowa Federacja Historyków i Statystyków Futbolu), ale 1468 goli (wliczając mecze towarzyskie). Faktem jest, że druga wojna światowa zabrała mu najlepsze lata kariery – czy gdyby Pele lub Lionel Messi stracili możliwość uczestnictwa w kilku turniejach mistrzowskich, a w najlepszych latach kariery zmuszeni byliby do gry wyłącznie w mało znaczących rozgrywkach lokalnych, osiągnęliby status legend futbolu? Istnieje spore prawdopodobieństwo, że Josef Bican byłby też największą gwiazdą tych mistrzostw, które akurat się nie odbyły. Wówczas największym rywalem tego wiedeńskiego Czecha mógłby być śląsko-niemiecki Polak – Ernest Wilimowski.