Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Międzymorze / 23.09.2025
Miłosz Szymański

Rosja, Europa albo polityczny chaos. Zbliżają się przełomowe wybory w Mołdawii

Stawką wyborów parlamentarnych, które odbędą się w Mołdawii 28 września, jest przyszłość kraju. Tego typu stwierdzenia brzmią jak truizm, ale prawdą jest, że Mołdawianie po raz kolejny stają przed wyborem, od którego zależy, czy dalej będą podążać w stronę akcesji do Unii Europejskiej, czy zwrócą się ku Rosji.
Foto tytułowe
KISZYNIÓW, MOŁDAWIA/13 stycznia 2016 r: Vladimir Plahotniuc (w środku), przewodniczący Partii Demokratycznej Mołdawii



Posłuchaj słowa wstępnego piątego wydania magazynu online!



W wyniku tych wyborów Mołdawia może kontynuować podążanie drogą do Unii Europejskiej, gwałtownie skręcić w stronę Rosji albo pogrążyć się w wewnętrznych walkach politycznych. Wszystkie trzy scenariusze Mołdawia przerabiała już w ciągu ostatnich trzech dekad. W mołdawskiej polityce pewnym jest tylko to, że nic nie jest pewne, co powoduje, że jest ona ciekawa dla obserwatora, ale jednocześnie rozczarowująca dla obywatela, który musi w tym chaosie funkcjonować. Na mołdawskiej scenie politycznej działa wiele partii, ale ich programy nie mają wielkiego znaczenia, bo w większości są to partie wodzowskie, skupione wokół silnych liderów, którzy zmieniają zdanie pod wpływem własnych interesów. Więc i wyborcy nie grzeszą lojalnością. Głosują emocjonalnie i potrafią zmienić zdanie w ostatniej chwili, a sami politycy są w stanie zawiązać najbardziej nawet egzotyczną koalicję. Nic dziwnego, że trudno o trafną prognozę polityczną.
Pobierz magazyn ZA DARMO
Magazyn Nowa Europa Wschodnia Online
jest bezpłatny.

Zachęcamy do wsparcia nas na Patronite


Mołdawią od 2021 roku rządzi samodzielnie Partia Akcji i Solidarności (PAS), która ma stabilną większość w parlamencie, a jej założycielka Maia Sandu wygrała w zeszłym roku po raz drugi wybory prezydenckie. Od kilku lat PAS krok po kroku reformuje kraj zgodnie z wytycznymi Komisji Europejskiej, gdyż dołączenie do UE jest głównym celem tej partii. Unijni liderzy regularnie odwiedzają Mołdawię, chwalą jej postępy i mimo że jest to nadal kraj biedny, to ma realną szansę na integrację europejską w najbliższych latach. W kraju rośnie poziom życia, acz powoli i z niskiej bazy. Rosną także pensje, które próbują doganiać inflację. Pod wieloma względami Mołdawia ma w tej chwili najlepszy rząd od lat, jeśli nie od chwili ogłoszenia niepodległości w 1991 roku. To jednak zdecydowanie za mało, żeby wygrać wybory.

Sondaże z ostatnich tygodni wskazują na to, że PAS może liczyć na około 40 ze 101 miejsc w parlamencie, czyli dokładnie tyle samo co Patriotyczny Blok Wyborczy (BEP), sojusz czterech partii prorosyjskich. W wyborach wystartuje jeszcze ponad 20 innych partii, ale oprócz PAS i BEP realne szanse na wejście do parlamentu mają tylko Blok Alternatywa i Nasza Partia. BEP składa się z czterech partii, a Blok Alternatywa z trzech, a więc wszystko wskazuje na to, że w parlamencie znajdzie się łącznie dziewięć partii.

Jak się w tym wszystkim połapać? Wbrew pozorom to bardzo proste. PAS będąca typową liberalną centroprawicą mogłaby wejść w koalicję z Naszą Partią. Jest to dość osobliwy twór skupiony wokół jednej postaci. Liderem Naszej Partii jest Renato Usatîi, który z jednej strony dorobił się poważnych pieniędzy w Rosji, co już samo w sobie jest podejrzane, z drugiej, zdobył dużą popularność, bo gdy dwukrotnie pełnił urząd mera Bielców, drugiego największego miasta w kraju, regularnie otrzymywał nagrody za transparentność administracji. Bielce są miastem, w którym mniej więcej połowa mieszkańców jest rosyjskojęzyczna, za czym idzie sentyment wobec Rosji. Usatîi w związku z tym wypowiada się enigmatycznie i unika jasnych deklaracji światopoglądowych. Czasem zdaje się sugerować, że bliżej mu do Rosji, a czasem, że do Unii. Ma to niebagatelne znaczenie, bo główną osią sporu politycznego w Mołdawii pozostaje dylemat: czy iść ramię w ramię z Rosją czy z Zachodem. Usatîi uparcie siedzi na płocie i z szerokim uśmiechem macha do wszystkich. Dzięki tej strategii stał się języczkiem u wagi w walce o większość w przyszłym parlamencie.


Prorosyjska paleta


Z drugiej strony mamy dwa bloki, składające się łącznie z siedmiu partii. Łatwo jest je scharakteryzować, gdyż prezentują siedem odcieni prorosyjskich poglądów. Od absolutnego uwielbienia i przedkładania interesów rosyjskich nad mołdawskie do bardziej wyważonego stanowiska, zgodnie z którym musimy mieć dobre relacje zarówno z Rosją, jak i Unią Europejską. Wszystkie siedem partii wypączkowało z jednego środowiska, a konkretniej z Partii Komunistów Republiki Mołdawii, która rządziła krajem w latach 2001–2009. W trakcie swoich rządów mołdawscy komuniści potrafili zarówno wychwalać Rosję, jak i pokłócić się z nią i rozpocząć negocjacje akcesyjne z UE. Wystarczyło, że Władimir Putin zbyt mocno naciskał na ówczesnego prezydenta Mołdawii i lidera komunistów Władimira Woronina, by ten się zbuntował. Kością niezgody była wtedy kwestia reintegracji Naddniestrza, któremu Rosja pomogła wywalczyć niepodległość w 1992 roku, a potem chciała, by utworzyło ono federację z Mołdawią. W takim układzie Naddniestrze miałoby prawo weta w ważnych sprawach, w domyśle integracji z UE. Woronin nie życzył sobie takiego rozwiązania, bo to ograniczałoby jego władzę.

Partia Komunistów straciła władzę w 2009 roku po masowych protestach, jakie wybuchły w kraju po odkryciu licznych manipulacji przy wyborach parlamentarnych oraz operetkowej wręcz skali korupcji rządzącej partii. Dość powiedzieć, że syn prezydenta, Oleg, miał prywatny majątek wart połowę rocznego budżetu kraju, a jego żona, Taisa, będąc przedszkolanką, kupiła pakiet kontrolny największego w kraju banku.

W powtórzonych wyborach z 2009 roku wygrała koalicja czterech partii, która nazwała sama siebie Sojuszem Proeuropejskim. Sojusz ten stracił trzy kolejne lata na wewnątrzparlamentarną wojnę o stołki. W wewnętrznej grze górę wziął w końcu Vladimir Plahotniuc, który był liderem Partii Demokratów Mołdawii i skarbnikiem komunistów. Dogadał się z trojgiem byłych towarzyszy partyjnych i razem reaktywowali wtedy kanapową Partię Socjalistów Republiki Mołdawii. W kilka lat zrobili z niej największą partię w kraju. Jednym z tej trójki był Igor Dodon, późniejszy prezydent i obecny lider socjalistów, a dzisiaj całej opozycji. Tym czasem Plahotniuc jako szeregowy poseł przejął kontrolę nad ministerstwem sprawiedliwości, prokuraturą i służbami, co w połączeniu z jego ogromnym majątkiem dało mu faktyczną kontrolę nad krajem.

Czasy jego panowania to okres największego upadku instytucjonalnego w kraju. Proeuropejska koalicja skutecznie zraziła do siebie Brukselę, do tego stopnia, że Parlament Europejski przegłosował w 2018 roku rezolucję stwierdzającą, że Mołdawia jest krajem zawłaszczonym przez oligarchię. Najlepszym przykładem jest historia wyprowadzenia około miliarda euro z mołdawskiego systemu bankowego w 2014 roku, którego dokonał oligarcha Ilan Szor, najpewniej w porozumieniu z Plahotniucem. W owym czasie była to suma stanowiąca około połowy rocznego budżetu kraju i trudno sobie wyobrazić, żeby mołdawskie służby były nieświadome machinacji na taką skalę. Gdy w 2015 roku sprawa wyszła na jaw, wybuchły protesty, a jedną z ich liderek była Maia Sandu, która zanim wyszła na ulice, pełniła funkcję ministry edukacji i z sukcesami reformowała mołdawskie szkolnictwo.


Inflacja i wojna


Załamanie oligarchicznego systemu nastąpiło dopiero w 2019 roku, gdy po wyborach parlamentarnych kraj znalazł się w klinczu. Jednak pomimo wszelkich starań Plahotniuca PAS weszła w egzotyczną koalicję z socjalistami. Partie te porozumiały się, że najpierw trzeba pozbyć się oligarchów, a dopiero potem dyskutować o tym, czy kraj ma się zbliżyć do Rosji czy do UE. Plahotniuc uciekł z kraju i do niedawna nie było wiadomo, gdzie się ukrywa.

Gdy po kolejnych wyborach parlamentarnych w 2021 roku PAS zdobyła samodzielną większość, socjaliści, komuniści i inne partie, które z nich wypączkowały, mają tylko jeden sposób na przejęcie władzy. Muszą iść razem, szerokim frontem, a po drugie konsekwentnie przypominać, że Sandu była w rządzie z Plahotniucem, więc jej obecna administracja opiera się na tych samych zasadach.

Poza tym rządy PAS przypadły na popandemiczny skok inflacji, która w Mołdawii przekroczyła 30%. Równocześnie w 2022 roku mołdawskie PKB spadło o niemal 6%, a w latach 2023 i 2024 praktycznie nie rosło. W tej sytuacji narracja PAS o tym, że Mołdawia już otrzymuje unijne środki i wejście do UE oznacza dla kraju same korzyści, wypada mało przekonująco.

Kolejnym problemem jest wojna w Ukrainie. Mołdawia przyjęła, chociażby na chwilę, najwięcej uchodźców z Ukrainy w przeliczeniu na liczbę ludności. W pewnym momencie w kraju liczącym nieco ponad dwa miliony mieszkańców przebywało około 300 tysięcy uchodźców. Do dziś jest ich w Mołdawii około 100 tysięcy. Spowodowało to wzrost cen nieruchomości i pojawienie się na kiszyniowskich ulicach drogich aut z kijowskimi rejestracjami. Jedno i drugie stale wytykają prorosyjscy politycy, dodając do tego narrację, że Mołdawia powinna być neutralna w tej wojnie, bo neutralność ma wpisaną w konstytucję, a poza tym nie jest jasne, kto i dlaczego tę wojnę zaczął. Prorosyjskie partie idą w tej narracji na tyle daleko, że krytykują nawet to, że rząd PAS planuje w najbliższych latach zwiększenie finansowania obronności z 0,6 do 1% PKB. Wydawanie pieniędzy na własną armię, która jest w opłakanym stanie, to według nich wciąganie Mołdawii w wojnę między Rosją i Ukrainą oraz wspierającym ją Zachodem.

Zarówno pandemia, jak i rosyjska inwazja spadła prorosyjskim partiom z nieba. Mogły śmiało głosić tezy, że wzrost kosztów życia, energii elektrycznej i gazu to wina obecnego rządu złożonego z podżegaczy wojennych, a także Ukrainy, która nie chce mieć dobrych relacji z Rosją. Taka narracja cieszy się posłuchem wśród Mołdawian. Dość powiedzieć, że Maia Sandu, licząc tylko głosy oddane w kraju, przegrała zarówno wybory prezydenckie, jak i referendum o przystąpieniu do Unii Europejskiej. W drugą stronę przeważyli jednak wyborcy z ogromnej mołdawskiej diaspory, która jest jednoznacznie prozachodnia.


Wsparcie z Europy


PAS może jeszcze zdobyć minimalną samodzielną większość w tych wyborach. Ostatnio do Kiszyniowa zawitało wielu zachodnich polityków zarówno z okazji wizyt roboczych, jak i bardziej symbolicznych, jak wizyta Macrona, Merza i Tuska z okazji mołdawskiego Dnia Niepodległości 27 sierpnia. Takie wizyty dobrze wypadają w telewizji i są dla wyborców sygnałem, że obecny rząd jest pozytywnie oceniany za granicą. Dla Mołdawian ważniejsze jednak może być aresztowanie w Atenach Vladimira Plahotniuca, którego ekstradycję zaplanowano na 25 września, czyli na trzy dni przed wyborami. Czeka go w ojczyźnie proces, który ma go rozliczyć z lat zawłaszczania państwa, korupcji i nadużywania władzy. Mołdawskiemu wymiarowi sprawiedliwości udało się także tego lata przeprowadzić proces i skazać na siedem lat pozbawienia wolności Evgenię Guțul, byłą liderkę autonomii gagauskiej. Była ona kluczową postacią w procederze kupowania głosów przez jej mocodawcę Ilana Szora, który w dalszym ciągu ukrywa się w Moskwie. Po doświadczeniach z zeszłorocznych wyborów prezydenckich mołdawskie służby są lepiej przygotowane na wypadek, gdyby kupowanie głosów miało się powtórzyć. Może to jednak okazać się niewystarczające.

Mołdawska opozycja nie bez racji podkreśla, że mimo wszelkich reform Mołdawia pozostaje krajem biednym, a koszty życia rosną. Średnia pensja w Mołdawii to mniej więcej 2 tysiące złotych brutto, a ceny są tam zbliżone do tych w Polsce. To w połączeniu z gigantycznymi zasięgami rosyjskiej propagandy w mediach społecznościowych powoduje, że wielu Mołdawian chciałoby oddać władzę partiom, które mówią o porozumieniu z Rosją i odwołują się do stabilności i relatywnego dostatku z czasów późnego Breżniewa. Poza tym prorosyjskie partie stale podkreślają swoje przywiązanie do Cerkwi prawosławnej i konserwatywnych wartości, przeciwstawiając je domniemanej demoralizacji Zachodu i jego mołdawskiej ekspozytury, czyli PAS. Doskonałym obrazem tego zjawiska jest pokazywanie w prorosyjskich mediach nagrań z marszów równości w Europie i promowanie w internecie artykułów, z których wprost wynika, że Maia Sandu pozostaje niezamężna, gdyż jest w związku z kobietą, dla której skupowała nasienie zachodnich homoseksualnych celebrytów.

Miłosz Szymański - reporter, mechanik okrętowy, analityk, włóczęga, historyk-amator, fan płowu, kimchi i cyrylicy. Autor podcastu o polityce zagranicznej "Za Rubieżą". i książki "Kto zgasi światło? Opowieści z Mołdawii" Publikował reportaże w "Nowej Europie Wschodniej", "Magazynie Opinii Pismo", "Tygodniku Polityka" i "Dużym Formacie".
Jeśli PAS utrzyma się u władzy, to dalszy kierunek w mołdawskiej polityce pozostanie bez zmian. Jeśli wygrają bloki prorosyjskie, Mołdawia zwróci się w stronę Rosji. Nie wiadomo, czy będzie to ostrożny manewr podobny do polityki Ukrainy za czasów Janukowycza, czy też raptowny zwrot, podobny do dokonań Gruzińskiego Marzenia w ciągu ostatniego roku. Zresztą oba scenariusze są niepokojące. Możliwe jednak, że wybory zakończą się niejednoznacznym wynikiem i klinczem w parlamencie. Wtedy Mołdawia po raz kolejny może pogrążyć się w przewlekłym politycznym sporze, w którym nikt nie będzie gotów ustąpić. Dlatego w tej chwili pewne jest jedynie to, że stawka w tych wyborach jest ogromna, każdy głos będzie się liczył, a ryzyko, że prorosyjska narracja przeważy, jest wysokie i ciągle rośnie.