Nasza strona używa ciasteczek do zapamiętania Twoich preferencji oraz do celów statystycznych. Korzystanie z naszego serwisu oznacza zgodę na ciasteczka i regulamin.
Pokaż więcej informacji »
Drogi czytelniku!
Zanim klikniesz „przejdź do serwisu” prosimy, żebyś zapoznał się z niniejszą informacją dotyczącą Twoich danych osobowych.
Klikając „przejdź do serwisu” lub zamykając okno przez kliknięcie w znaczek X, udzielasz zgody na przetwarzanie danych osobowych dotyczących Twojej aktywności w Internecie (np. identyfikatory urządzenia, adres IP) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów w celu dostosowania dostarczanych treści.
Portal Nowa Europa Wschodnia nie gromadzi danych osobowych innych za wyjątkiem adresu e-mail koniecznego do ewentualnego zalogowania się przy zakupie treści płatnych. Równocześnie dane dotyczące Twojej aktywności w Internecie wykorzystywane są do pomiaru wydajności Portalu z myślą o jego rozwoju.
Zgoda jest dobrowolna i możesz jej odmówić. Udzieloną zgodę możesz wycofać. Możesz żądać dostępu do Twoich danych osobowych, ich sprostowania, usunięcia, ograniczenia przetwarzania, przeniesienia danych, wyrazić sprzeciw wobec ich przetwarzania i wnieść skargę do Prezesa U.O.D.O.
Korzystanie z Portalu bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza też zgodę na umieszczanie znaczników internetowych (cookies, itp.) na Twoich urządzeniach i odczytywanie ich (przechowywanie informacji na urządzeniu lub dostęp do nich) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów. Zgody tej możesz odmówić lub ją ograniczyć poprzez zmianę ustawień przeglądarki.
Rosjanie nadal śnią o imperium. Pokazały to skutki propagandowego ataku na Polskę
Rosjanie nie porzucają wielkomocarstwowych mrzonek. "Zwykli obywatele" śnią o dawnej potędze. Marzą o odbudowaniu wyidealizowanego imperium. Światło na te zjawiska rzuca eksperyment wykorzystujący historyczno-histeryczną ofensywę Kremla przeciwko Polsce.
Gdy jesienią 1989 roku rozsypywał się blok komunistyczny, rzecznik sowieckiego
MSZ w rozmowie z amerykańskim dziennikarzem pozwolił sobie na żart. Stwierdził,
że w polityce zagranicznej ZSRR nadszedł czas na doktrynę Sinatry, zgodną
z przesłaniem znanego utworu My Way. Kreml jakoby zezwolił byłym satelitom opuścić
ideową, gospodarczą i polityczną studnię grawitacyjną i obrać własną trajektorię
zmian. Utożsamiana z Breżniewem doktryna ograniczonej suwerenności miała
odejść w niebyt. Mało kto przypuszczał, że już dwa lata później Rosja, prawno-międzynarodowy
kontynuator ZSRR, będzie musiała zmierzyć się z podobnym dylematem
w odniesieniu do emancypujących się z sowieckiej macierzy republik. Akceptacja
dla usamodzielnienia się Litwy, Łotwy i Estonii – jedynych republik, które nie
były częścią ZSRR w okresie międzywojennym – przyszła z trudem, ale stosunkowo
szybko. Jak pokazały jednak między innymi wojna rosyjsko-gruzińska czy agresja
na Ukrainę, rosyjskie władze nie wycofały się założeń doktryny Breżniewa w odniesieniu
do państw, które w latach dziewięćdziesiątych XX wieku weszły w skład
Wspólnoty Niepodległych Państw.
O ile potrafimy w miarę precyzyjnie odtworzyć sposób myślenia rosyjskich elit,
to brakuje jasnej odpowiedzi na pytanie o stosunek Rosjan do wizji relacji międzynarodowych
z grubsza symbolizowanych przez wspomniane doktryny. Czy na przykład
entuzjazm (dziś przygasający) wzbudzany przez hasło "Krym jest nasz" wystarczy
do wysnucia tezy o żywotności imperialnej mentalności? Trudno znaleźć
kompleksowe badania rosyjskiej opinii publicznej, które próbowałyby zgłębić myślenie
"zwykłych" Rosjan o stosunkach międzynarodowych. Zazwyczaj skupiają się
one na pytaniach o autoidentyfikację cywilizacyjną (czy Rosja to Europa, Azja, Eurazja…),
o najważniejszych partnerów/wrogów/przyjaciół lub państwa warte naśladowania.
Ogólne pytania rodzą ogólnikowe odpowiedzi, mówiące głównie o tym, jak Rosjanie
postrzegają sami siebie. Trudno na tej podstawie, na przykład arbitralnego
uznania się za część Europy albo Azji, wyciągać wnioski na temat stosunku do prawa
międzynarodowego czy użycia siły w polityce zagranicznej. Znacznie więcej o światopoglądzie
ankietowanych powiedziałaby ocena konkretnych wydarzeń. Rzeczywistą
mentalną przynależność do Europy można określić dopiero przez stosunek
do spraw konstytutywnych dla porządku europejskiego, jak choćby poszanowanie
norm prawa międzynarodowego. Słowem, zgoda na stwierdzenie "Krym jest nasz"
lub sprzeciw wobec niego więcej mówią o przynależności do danej wspólnoty cywilizacyjnej
niż bezkosztowa deklaracja "czuję się Europejczykiem".
Histeryczno-historyczna ofensywa Kremla
Chcąc lepiej zrozumieć rosyjskie myślenie o polityce międzynarodowej, pokusiliśmy
się w Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia o drobny eksperyment.
Do jego przeprowadzenia wykorzystaliśmy rozpętaną przez rosyjskie władze
histeryczno-historyczną ofensywę skierowaną przeciwko Polsce. Przypomnijmy,
że w trwającej kilkanaście miesięcy akcji najpierw wzięli udział prokremlowscy
komentatorzy i dziennikarze, wspierani przez "strażnika" neostalinowskich interpretacji,
rezydującego przy ulicy Belwederskiej w Warszawie. Następnie doświadczyliśmy
ofensywy rosyjskiego ministra kultury,
przewodniczącego Dumy Państwowej,
szefa Służby Wywiadu Zagranicznego (jednocześnie
szefa Rosyjskiego Towarzystwa Historycznego).
Wreszcie prezydent Putin osobiście
przypuścił bezpośredni atak w grudniu
2019 roku – obwinił Polskę o współodpowiedzialność
za wywołanie II wojny światowej.
Narrację rozwinął następnie w historycznym
elaboracie zamieszczonym w czerwcu bieżącego roku w zaprzyjaźnionym z Kremlem
amerykańskim periodyku "The National Interest". Polsce przypadła rola czarnego
charakteru.
Rosyjskie elity ponownie dostarczyły mnóstwa materiału do analizy
roli polityki historycznej w polityce zagranicznej i wewnętrznej, stworzyły też
jednak świetną okazję do przetestowania wpływu formułowanego przekazu na rosyjską
opinię publiczną.
Z polskiej perspektywy oczywiście najbardziej pociągająca była próba zrozumienia,
z jakich powodów za wroga obrano Polskę; jak operacja została odebrana przez
rosyjskie społeczeństwo, czy udało się zaszczepić nowe/stare interpretacje? W tym
celu Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia zamówiło u socjologów
z rosyjskiego Centrum Lewady sondaż mający dać pierwsze przybliżenie w tej materii.
Na jego podstawie powstał raport Obraz
Polski w Rosji przez pryzmat sporów historycznych. Polska znalazła się oczywiście
w centrum naszej uwagi, niemniej zawarliśmy
w sondażu pytania pozwalające ujrzeć nie tylko
stosunek Rosjan do Polski, ale również sposób
postrzegania przez nich polityki zagranicznej
i stosunków międzynarodowych. Tego rodzaju
pytania rzadko stawia się respondentom, bo są zbyt odległe od ich codziennych
spraw i nie wzbudzają takiego zainteresowania jak stosunek do ważnego bieżącego
wydarzenia albo rozpoznawalnej osoby. Nasz sposób na uzyskanie potrzebnych
danych był prosty. Otóż dołączyliśmy do sondażu dwa specjalne pytania otwarte.
1. O stosunek do rozbiorów: Czy uważają Państwo, że decyzja o przyłączeniu
ziem współczesnej Litwy, Białorusi, części Ukrainy i Łotwy do Cesarstwa Rosyjskiego
była słuszna?
2. O stosunek do 17 września 1939 roku: Czy uważają Państwo za właściwe mówić
o agresji w odniesieniu do wkroczenia Armii Czerwonej do Polski we wrześniu
1939 roku?
Miały one skłonić respondentów do pośredniego ujawnienia ich ogólnej recepcji
spraw międzynarodowych przez pryzmat stanowiska względem problemów polsko-
rosyjskich. Badanie przyniosło kilka ciekawych obserwacji.
Przy obu pytaniach, poza prośbą o odpowiedź twierdzącą albo przeczącą, poprosiliśmy
o spontaniczne uzasadnienie. Blisko 70 procent uznało decyzję o udziale
w rozbiorach Polski za słuszną, 16 procent za niesłuszną, a 15 procent nie potrafiło
zająć stanowiska. Wkroczenia wojsk sowieckich do Polski we wrześniu 1939 roku
73 procent ankietowanych nie uważało za agresję, 19 procent udzieliło przeciwnej
odpowiedzi, a 8 procent nie potrafiło się zdecydować. Odpowiedzi pokazały wysoki
poziom lojalności odczuwanej przez Rosjan względem dawnej polityki państwa.
Kopalnią ciekawych informacji okazały się spontaniczne odpowiedzi Rosjan na
pytania otwarte o uzasadnienie wyborów. Respondenci zaprezentowali szereg sposobów
racjonalizacji stanowiska i przezwyciężenia dysonansu poznawczego, bo przecież – jak
stwierdziło kilku z nich – "Rosja w całej swojej historii nigdy na nikogo nie
napadła". Trwałość i bogactwo sposobów uzasadniania ex post zajmowania cudzych
ziem pozwala zrozumieć łatwość, z jaką poparto agresję na Ukrainę i aneksję Krymu.
"Ja, Rosjanin"
Wielu respondentów, uzasadniając swoje poparcie dla polityki państwa, odwoływało
się do pobudek "patriotycznych". Twierdzili między innymi, że "słuszne jest to, co
przynosi Rosji korzyść", "wydaje mi się, że skoro postanowili włączyć [ziemie do Cesarstwa
– przyp. E.W.], to znaczy, że tak trzeba było zrobić", "żyję w Rosji i nie mogę
inaczej odpowiedzieć", "popieram politykę prowadzoną w tamtych czasach", "należy
szanować historię swojego kraju", "o rządzących [należy mówić – przyp. E.W.] albo
dobrze, albo wcale". Za kryterium słuszności decyzji część osób przyjęła po prostu
jej podjęcie przez państwo. Takie podejście, przypominające poniekąd odruch bezwarunkowy,
usuwa konieczność konstruowania jakichkolwiek argumentów. Automatycznie
utożsamiający się z polityką państwa obywatele to istny skarb dla władz.
"Rdzennie rosyjskie ziemie"
Liczni respondenci wspierający ex definitione politykę państwa powoływali się
na historyczne prawo posiadania – podkreślali rzekomą odwieczną "rosyjskość" zajętych
ziem, bliskość/jedność językową, kulturową lub religijną. Znaczny odsetek
osób powracał do czasów zamierzchłych, widząc w Rusi Kijowskiej wczesne ucieleśnienie
Rosji ("Rosja zaczęła się od Rusi Kijowskiej") i wyprowadzając wniosek, że
zajęte w XVIII wieku ziemie zawsze były rosyjskie i po prostu wróciły do macierzy.
Często utożsamiano Ruś z Rosją ("skoro były to ziemie należące do Rusi, to znaczy,
że były rosyjskie"). Czasami wersja nacjonalistyczna ustępowała panslawistycznej
("zjednoczenie narodów słowiańskich", "wystarczy spojrzeć na mapę słowiańskich
ziem, by rozumieć, że mieliśmy pełne prawo").
Argument o rdzennie rosyjskich ziemiach i historycznej sprawiedliwości pojawił
się również w odpowiedziach dotyczących września 1939 roku, wzmacniany przekonaniem
o niesieniu bratniej pomocy potrzebującym.
"Cóż to była za agresja,
skoro prowadziła do ochrony?"
Uzasadnienie zaborczej polityki poprzez odwoływanie się do humanitaryzmu
pojawiło się już w odpowiedziach na pytanie o rozbiory ("mieszkańców trzeba było
ochronić przed uciskiem", "te narody zwróciły się do nas po pomoc, poprosiły
o przyłączenie"), a z całą mocą ujawniło się w ocenach wkroczenia Armii Czerwonej
we wrześniu 1939 roku. Wiele osób gorąco sprzeciwiło się określaniu tego aktu
mianem agresji: "to nie agresja, lecz ochrona", "chodziło o obronę narodu białoruskiego",
"ZSRR nie najechał zbrojnie, ale wkroczył poproszony o pomoc", "wtedy, tak
jak dziś na Ukrainie, Rosja chroniła ludność rosyjską". Widać tu iście orwellowską
podmianę pojęć – agresja przeobraża się w obronę, za którą dodatkowo należy się
wdzięczność. Pojawiły się bowiem również opinie, że "ZSRR bronił Polski".
Motyw obrony występował nie tylko w odniesieniu do miejscowej ludności, ale
również w znaczeniu strategicznym ("należało tam zaprowadzić porządek, żeby nie
leźli do nas z Zachodu", "sowieckie wojska broniły granic"). Stalin jakoby antycypował
nadchodzący konflikt z III Rzeszą, a wkroczenie na terytorium Polski stało się
manewrem przygotowującym komunistyczne państwo do obrony ("decyzja była
podyktowana następstwami tego, co miało nastąpić później"). Ciekawy wątek "konieczności
strategicznej" wiąże się z często wyrażanym przez respondentów przywiązaniem
do kategorii "konieczności dziejowej".
"To były działania wymuszone obiektywnymi okolicznościami"
Wiara w społeczno-polityczny determinizm, by nie rzec darwinizm, pojawiła się
w licznych odpowiedziach i przybierała różnorodne formy. Refleksjom natury ogólnej
("tak się historycznie złożyło", "uzasadniał to moment geopolityczny", "to był naturalny
historyczny proces") towarzyszyły popularne truizmy ("silne państwa podbijają
słabsze, nic się zmieniło", "ten, kto był
silniejszy, zjadł swój kawałek tortu", "zwycięzca
decyduje o losie pokonanego"). Uwagę
przykuwa zwłaszcza ujawniające się tu
przekonanie o swoistej bezpodmiotowości
polityki międzynarodowej, prowadzonej
przez siły bezosobowe. To nie polityka
Rosji prowadzi więc do zmiany granic, ale
"dzieją się procesy prowadzące do zmiany
granic i państw" albo "międzynarodowe uwarunkowania zobowiązują do działania".
To interesujący mechanizm eliminowania z dyskusji argumentu odpowiedzialności
za czyny. W końcu trudno oddać pod trybunał "obiektywny" i bezosobowy bieg
dziejów. Społeczny darwinizm i wiara w determinizm od początku rozwoju myśli
geopolitycznej stały się dla wielkich mocarstw wygodnym narzędziem dla legitymizowania
zaborczej polityki. Ten typ argumentacji zwykle towarzyszy poglądom
otwarcie imperialnym.
"Ziemi nigdy za wiele"
Odpowiedzi w duchu imperialnym dotyczyły przede wszystkim kwestii terytorialnych.
Za podsumowanie niech posłużą następujące przekonania: "każde przyłączenie
ziem jest słuszne", "jeśli istnieją przesłanki dla rozszerzenia terytorium, należy
to zrobić", "każde państwo osiąga wielkość dzięki zagarnianiu ziem". Zdaniem
części rosyjskich respondentów imperiom przysługują szczególne prawa, które stawiają
ich interesy ponad interesami innych podmiotów, zgodnie z powtórzoną kilkukrotnie
dewizą "im więcej Rosji, tym lepiej". Motyw imperialny pojawia się zdecydowanie
częściej w odpowiedziach na pytanie o rozbiory. Pytani o wrzesień 1939
roku, Rosjanie skłaniają się przeważnie do poglądu o "pomocy humanitarnej". Może
upływ czasu oraz nasiąknięcie sowieckimi kliszami sprawiają, że Rosjanom łatwiej
było przypisać imperialne instynkty cesarstwu aniżeli Związkowi Sowieckiemu,
mimo licznych podobieństw w kwestii zamiłowania do ekspansji.
"W tym czasie to było słuszne"
W licznych odpowiedziach odwołujących się czy to do motywów imperialnych, czy
to do konieczności dziejowej, czy nawet krytycznych wobec własnego państwa, wybrzmiewało
przekonanie o "mądrości etapu". Relatywizm ubrany był w różne formy
("dzikie to były czasy, każdy coś komuś zabierał", "obowiązywały inne etyka i moralność,
każdy przyłączał, co mógł", "ot, takie było życie – wygrywał silniejszy"). Prawda
staje się więc rzeczą zmienną, podporządkowaną bieżącym okolicznościom, a historii
(i wykonawców jej woli) nie należy oceniać przez pryzmat współczesnych norm.
Co ciekawe, w tym relatywizmie, który w istocie służy przede wszystkim ucieczce
od konfrontacji z oceną polityki własnego państwa, tkwi ziarno nadziei. Skoro
wiele osób, nawet bezkrytycznie akceptujących zajmowanie terytoriów sąsiadów,
dodawało mimochodem, że to było uzasadnione "w ówczesnych warunkach" albo
"zgodne z duchem epoki", może uważają, że dziś takie czyny zasługują na odmienną
ocenę. To jednak tylko spekulacja, wymagająca dodatkowych badań.
Wnioski
Pobrzmiewające w odpowiedziach echa darwinizmu społecznego i determinizmu,
nacjonalizmu, historycznej sprawiedliwości i humanitaryzmu znajdują odzwierciedlenie w narracjach oferowanych przez Kreml, zwłaszcza po aneksji Krymu. Władze
rosyjskie przekonują, że ekspansywna polityka zagraniczna z natury przysługuje
mocarstwom. Badania pokazują, że większość Rosjan podziela tę opinię. Postrzegają
stosunki międzynarodowe jako zero-jedynkową grę między wielkimi państwami;
inne podmioty muszą w niej być sprowadzone do roli statystów. W świecie Hobbesa
siła prawa nie ma znaczenia w zderzeniu z prawem siły. Takie przekonanie ułatwiało
akceptację i obronę imperialnej polityki państwa rosyjskiego w przeszłości i to samo
dzieje się dzisiaj. Poglądów ilustrowanych wypowiedziami w rodzaju: "narody
powinny mieć prawo do samookreślenia" lub "zajmowanie terytorium innego państwa
jest niewłaściwe", niestety było w badaniu zdecydowanie mniej.
W niniejszym tekście jedynie podjąłem próbę wstępnego przybliżenia tematyki
nastawienia Rosjan do spraw międzynarodowych. Istnieje potrzeba pogłębionego
zbadania sposobu postrzegania przez nich spraw międzynarodowych. Już dzisiaj
widać jednak, że nawet całkowite odejście elit mentalnie tkwiących wciąż na szkoleniu
w KGB/FSB nie musi oznaczać spadku popularności wielkomocarstwowych
mrzonek w społeczeństwie rosyjskim. Elity hipotetycznej demokratycznej Rosji staną
przed problemem uwzględniania w swoich kalkulacjach tych imperialnych postaw.
Aneksja Krymu z pewnością nie pomoże w internalizacji norm dawno przyswojonych
przez zachodnie społeczeństwa.
Proces deimperializacji nigdzie nie był łatwy, ale większość społeczeństw zdołała
wytworzyć przeciwciała na postimperialnego wirusa. W Rosji państwo szybko wycofało
się z autoterapii traumy po rozpadzie imperium. Co więcej, z postimperialnego
resentymentu uczyniło powód do dumy. Odwoływanie się do snów o potędze
okazało się atrakcyjne politycznie.
Dr Ernest Wyciszkiewicz jest dyrektorem Centrum Polsko-Rosyjskiego
Dialogu i Porozumienia, redaktorem naczelnym czasopisma
"Nowaja Polsza".
Zwykle zwraca się uwagę na skuteczność i intensywność
propagandy jako czynnika sprawczego. Omówione tu pokrótce wypowiedzi
pokazują jednak, że występuje raczej zjawisko sprzężenia zwrotnego. Władze
rosyjskie dobrze odczytały zapotrzebowanie społeczne na odbudowę imperium,
a ich argumentacja padła na podatny grunt.