Nowa Europa Wschodnia (logo/link)
Międzymorze / 21.08.2023
Nikodem Szczygłowski

Słoweńcy zbudowali dobre życie na słonecznych stokach Alp. Teraz chcą być ważni

Czy słoweńskie ambicje do osiągnięcia pozycji regionalnego rozgrywającego się urzeczywistnią, będzie zależało nie tylko od aktywności ekipy Goloba oraz znajomości układów politycznych w krajach byłej Jugosławii, lecz także od ostatecznego układu sił w regionie w kontekście wojny prowadzonej przez Rosję w Ukrainie. Nawet jeśli dla znacznej części mieszkańców spokojnego i dostatniego kraju leżącego po słonecznej stronie Alp wydaje się być dość odległa.
Foto tytułowe
Widok na jezioro Bled w Słowenii (Shutterstock)


Połowa lipca jest szczytem sezonu turystycznego, więc setki tysięcy urlopowiczów z północy Europy kierują się na południe – m.in. do Chorwacji, na dalmatyńskie i istryjskie plaże, liczne adriatyckie wyspy i do parków narodowych, jak chociażby Jeziora Plitwickie. W tym roku sezon turystyczny dla zmotoryzowanych został zakłócony przez tragiczną powódź, która na początku sierpnia objęła znaczną część terytorium Słowenii, sprawiając, że część dróg, mostów i tuneli stała się nieprzejezdna. Na różnych forach turystycznych czytałem opinie sfrustrowanych turystów, którzy mieli problem z dotarciem do Chorwacji drogą lądową. Uwypukliło to tranzytowy charakter i znaczenie Słowenii w tym kontekście, gdyż znacznie rzadziej turyści z naszej części Europy wybierają ten kraj jako punkt docelowy.

Nie zważając na różnice w ocenie atrakcyjności turystycznej, obydwa państwa niesłusznie są wrzucane do jednego worku z napisem „była Jugosławia”. Nic bardziej mylnego, gdyż Słowenię i Chorwację więcej dzieli niż łączy – i nie chodzi tu tylko o turystykę. Słoweński publicysta i badacz historyczny Luka Lisjak jest przekonany, że „wyraźne różnice między obydwoma społeczeństwami wywodzą się przede wszystkim z odmiennego modelu gospodarczego rozwoju, zaczynając od XIX wieku, a następnie także z bardzo odmiennym doświadczeniem II wojny światowej i jej następstw – a także ostatniej wojny w Chorwacji w latach 1991–1995”.

1 stycznia 2023 roku Chorwacja dołączyła do strefy Schengen i euro (Słowenia wprowadziła euro jako pierwsza wśród państw, które dołączyły do Unii w 2004 roku, bo już w styczniu 2007 roku, a członkiem strefy Schengen została w grudniu), niwelując, wydawałoby się, ostatnie znaczące namacalne różnice między dwoma krajami, jakimi są takie wyznaczniki w terenie jak granica oraz waluta w portfelu. „Pamiętajmy o tym, że była to bardzo stara granica – przekonuje Lisjak – być może porównywalna do przykładowo granicy między Hiszpanią a Portugalią, która również dzieli dwa spokrewnione, aczkolwiek odmienne narody, języki i kultury, ale również ta stara historyczna granica wytworzyła też dwa odrębne społeczeństwa, które rozwijały się równolegle, ale zawsze raczej osobno od siebie”.

Państwa w podejściu do rozwoju turystyki masowej dzieli przepaść. Chorwacja obecnie jest krajem o największym udziale przychodów uzyskiwanych z turystyki w całej Unii (w 2019 roku wskaźnik ten wynosił w jej przypadku 11%). Słowenia pod tym względem plasuje się poniżej średniej UE (4,5% – poniżej Niemiec i nieco powyżej Francji).

Słowenię i Chorwację różni nie tylko znaczenie turystyki dla gospodarki obydwu krajów, ale również podejście do budowania własnej strategii rozwoju turystyki. O ile odpowiedzialna za rozwój turystyki chorwacka państwowa HTZ (Hrvatska Turistička Zajednica) od lat stawiała na ilość, to słoweńska STO (Slovenska Turistična Organizacija) raczej na jakość, przyjmując za podstawę swojej wizji rozwoju hasło boutique country, do którego wcale nie każdy musi przyjechać.


Premier Słowenii z wizytą w Zagrzebiu


Koalicyjny rząd Słowenii z ugrupowaniem Svoboda na czele, wyłoniony w kwietniowych wyborach 2022 roku, dokłada starań, aby uczynić z kraju aktywnego gracza w regionie – przede wszystkim w roli pośrednika między szeroko rozumianymi Bałkanami i Europą Środkową. Siłą rzeczy oznacza to też bardziej ścisłą i zaawansowaną współpracę z południowymi sąsiadami, w tym z Chorwacją, która wcześniej wcale nie była tak oczywista i miewała lepsze i gorsze okresy, w zależności od koniunktury i rządzących w Lublanie i Zagrzebiu.

14 lipca 2023 roku premier Słowenii Robert Golob udał się z pierwszą oficjalną wizytą do Chorwacji (choć premierzy obu krajów spotkali się po raz pierwszy w sierpniu 2022 roku przy okazji Forum Strategicznego w Bled, wkrótce po zaprzysiężeniu nowego rządu w Lublanie). Zgodnie z oczekiwaniami analityków jego rozmowy z szefem chorwackiego rządu Andrejem Plenkoviciem skupiły się przede wszystkim na współpracy energetycznej, kwestii nielegalnej migracji i sytuacji na Bałkanach Zachodnich. Jednym z głównych tematów, które były poruszone podczas spotkań, były kwestie związane z elektrownią jądrową w Krško i terminalem skroplonego gazu ziemnego (LNG) w Krk. Celem Słowenii jest jego modernizacja, aby stał się hubem przesyłowym dla całej Europy Środkowej. Oba kraje wspierają również budowę drugiego bloku słoweńskiej elektrowni jądrowej w Krško, znajdującej się 20 kilometrów od granicy z Chorwacją – aby mogła zaopatrywać w energię elektryczną również sąsiedni kraj, którego uzależnienie od surowców z Rosji dotąd było większe niż w przypadku Słowenii.

Celem Słowenii jest również wzmocnienie współpracy z południowym sąsiadem w zakresie zarządzania migracją, co jest zrozumiałe ze względu na to, że liczba przybywających do Słowenii z terytorium Chorwacji nielegalnych migrantów wzrosła nawet trzykrotnie od momentu wejścia tego kraju do strefy Schengen. W Zagrzebiu Golob powtórzył też swoje stanowisko, że jednostki Frontex powinny pomóc w kontrolowaniu granicy między Chorwacją a Bośnią i Hercegowiną, czego z kolei Chorwacja jak dotąd konsekwentnie odmawia.

Omówiono też kwestie współpracy transgranicznej, przykładowo w zakresie opieki medycznej w nagłych wypadkach i leczenia szpitalnego, co umożliwi mieszkańcom północnej części chorwackiej Istrii m.in. dostęp do usług w wielkim ośrodku medycznym w pobliskiej słoweńskiej Izoli.

Co istotne, wygląda na to, że wreszcie dojdzie też do istotnego przełomu w kwestii sporu między krajami o przebieg linii granicznej w zatoce Pirańskiej i wzdłuż rzeki Dragonja na Istrii. „Słowenia i Chorwacja usuną kwestię arbitrażu ze swojej agendy politycznej, aby zapobiec utrudnianiu dalszego pogłębiania stosunków między oboma krajami” – podkreślił premier Słowenii w oświadczeniu. Nie podał jednak wyraźnych ram czasowych.

Na mocy tzw. arbitrażu Haskiego z 29 czerwca 2017 roku Słowenii przyznano trzy czwarte zatoki Pirańskiej i dojście do otwartego morza, sporną część wsi Brezovec nad rzeką Mura oraz te terytoria, na których obszary katastralne obu krajów pokrywały się, ale gdzie Słowenia była aktywniejsza w egzekwowaniu swojej władzy i wynikającej z niej działalności gospodarczej. Tak było np. w przypadku wsi Draga w pobliżu Sekulić na Sotli, podczas gdy sporne miejscowości wzdłuż rzeki Dragonja na południowym zachodzie zostały przyznane Chorwacji. Tam, gdzie katastry zostały zharmonizowane, arbitraż określił granicę państwową zgodnie z ich granicami, niezależnie od praktycznych okoliczności. Arbitraż miał zakończyć spór, który ciągnął się faktycznie od proklamacji niepodległości obydwu krajów, która nastąpiła w tym samym dniu 25 czerwca 1991 roku. Słowenia uznała wynik arbitrażu, tymczasem Chorwacja wciąż zgłaszała do niego zastrzeżenia.


Posłuchaj podcastu:



… i w Wiedniu


Wizytę Goloba w Zagrzebiu należy też rozpatrywać przede wszystkim poprzez pryzmat jego poprzedniej, czerwcowej wizyty zagranicznej, która miała miejsce w Wiedniu. Spotkał się wówczas z austriackim kanclerzem Karlem Nehammerem. Rozmowy w Wiedniu, które Golob ostatecznie określił jako „przyjazne”, koncentrowały się na migracji i właśnie austriackich kontrolach granicznych, a także – podobnie jak w Zagrzebiu – na pytaniach związanych z energetyką i integracją Bałkanów Zachodnich z Unią Europejską.

Walka z nielegalnym przekraczaniem granicy, znajduje się wysoko na liście priorytetów austriackiego rządu – zaznaczył wtedy kanclerz Nehammer. Kontrola graniczna ma zatem kluczowe znaczenie dla Wiednia od czasu jej wprowadzenia podczas kryzysu migracyjnego w 2015 roku (zarówno obecna, jak poprzednia ekipa rządząca w Wiedniu często powtarza o potrzebie „zatrzymania bałkańskiego szlaku migracyjnego”). Austria, która od dłuższego już czasu co sześć miesięcy przedłuża kontrole graniczne ze Słowenią, jest gotowa rozważyć inną formę kontroli dopiero wtedy, gdy liczba wniosków o azyl składanych w kraju spadnie.

Golob skrytykował tego typu postawę: „Czy ktoś może sobie wyobrazić Słowenię wprowadzającą kontrole na swoich granicach wewnątrz strefy Schengen dotyczące przykładowo przejazdu austriackich turystów z Chorwacji przez terytorium Słowenii? To mówi wszystko o racjonalności takich kontroli” – retorycznie zakwestionował kontrole na granicy Słowenii i Austrii na wspólnej konferencji prasowej. Nazwał też kontrole odbywające się obecnie na granicy słoweńsko-austriackiej, na które nalega Wiedeń, „nieskutecznymi i nieuzasadnionymi”. „Liczby wyraźnie pokazują, że środki te nie powstrzymują migracji. Cała Europa jest tego świadoma” – powiedział słoweński premier.

Robert Golob oznajmił także, że liczba nielegalnych imigrantów w Słowenii wzrosła wraz z wejściem Chorwacji do strefy Schengen. Podkreślił jednak, że słoweński rząd nie ma zamiaru zawieszać porozumienia Schengen na chorwackiej granicy, ponieważ pragnie zarządzać migracją w inny sposób i poprzez współpracę sąsiedzką – nie tylko i nie tyle przez kontrole graniczne, ale raczej przez kontrole na całym terytorium kraju (co właśnie intensywnie wdraża w życie również chorwacki rząd Plenkovicia po akcesji kraju do Schengen). Rozmawiano również o austriacko-słoweńskiej współpracy w sektorze energetycznym, zwłaszcza o możliwych alternatywnych źródłach energii, w tym m.in. o gazie z terminalu LNG na wyspie Krk w Chorwacji. Zgodnie z planami gaz miałby płynąć z Chorwacji przez Słowenię aż do Austrii i Bawarii. „Taka inicjatywa wymagałaby oczywiście ingerencji w istniejącą sieć gazową” – ostrzegł Golob, ale podkreślił, że ta alternatywa może zmniejszyć zależność Austrii od rosyjskiego gazu. „Propozycja została pozytywnie przyjęta przez austriackich kolegów”.

Austria i Słowenia, „naturalni sojusznicy we wspieraniu krajów Bałkanów Zachodnich”, jak to określił premier Słowenii, mają również takie same poglądy na przyszłość krajów regionu: widzą je w Unii Europejskiej, co brzmi dość osobliwie, biorąc pod uwagę ostatnie stanowisko Wiednia w sprawie rozszerzenia strefy Schengen, które objęło właśnie jedynie Chorwację, pozostawiając poza strefą Bułgarię i Rumunię.

Osobnym tematem w agendzie spotkań kanclerza Nehammera i premiera Goloba były rozmowy o ochronie praw mniejszości słoweńskiej w austriackiej Karyntii, które ostatnio znów wzbudzają znaczne kontrowersje, po tym jak w ubiegłym roku młodzieżówka austriackiej partii ÖFP wywołała burzę w mediach po obydwu stronach granicy wpisami na swojej stronie na Facebooku, w których nawoływała do zaprzestania „słowenizacji Karyntii”. Pomimo wieloletnich deklaracji polityków w dalszym ciągu najwięcej pytań wywołują zwłaszcza kwestie edukacji w języku słoweńskim w austriackiej Karyntii, zwłaszcza dwujęzycznej edukacji przedszkolnej, która w praktyce nie działa. Stanowi to znaczny kontrast w porównaniu chociażby z sytuacją słoweńskiej mniejszości w sąsiedniej włoskiej prowincji autonomicznej Friuli-Wenecji Julijskiej albo z sytuacją mniejszości węgierskiej w słoweńskim Prekmurju lub włoskiej w Primorju, których prawa gwarantuje słoweńska konstytucja. Przed spotkaniem z Nehammerem premier Słowenii przeprowadził rozmowy z przedstawicielami mniejszości słoweńskiej w Austrii i zapewnił ich o całkowitym wsparciu rządu Słowenii w ich wysiłkach na rzecz uregulowania ich praw w kontekście ich relacji z Wiedniem.

Po wizycie w Wiedniu wyjazd Goloba do Zagrzebia stanowił kontynuację kursu słoweńskiego rządu na regionalną współpracę, w ramach której Lublana ma ambicje odgrywać istotną rolę rozgrywającego między Austrią (a w domyśle też Niemcami – z którymi Słowenia jest mocno związana gospodarczo) a krajami za swoją południową granicą.


Wyzwania imigracji


Słoweńskie dążenia do zajmowania szczególnej pozycji w tej układance mają dość solidne podstawy, przede wszystkim gospodarcze, Słowenia pod wieloma względami wyróżnia się nie tylko na tle wszystkich pozostałych krajów byłej Jugosławii, lecz także krajów Europy Środkowo-Wschodniej, które dołączyły do UE w ramach fal rozszerzeń 2004 i 2007 (akcesja Chorwacji miała miejsce w 2011). Słowenia wciąż jest m.in. najbogatszym krajem spośród wszystkich przyjętych do UE krajów „nowej Europy” według PKP per capita (choć dość zbliżone wyniki prezentują Czechy i ostatnio też Litwa), wyprzedzając pod tym względem m.in. Hiszpanię, Portugalię i Grecję. Jest też jedynym spośród grupy ww. krajów, który ma zdecydowany przyrost populacji.

Jednocześnie ciągle rośnie liczba zatrudnionych w Słowenii obcokrajowców. Zjawisko to występuje właściwie od uzyskania przez kraj niepodległości, lecz dotyczyło przeważnie obywateli innych krajów powstałych po rozpadzie byłej Jugosławii, ostatnio jednak geografia krajów pochodzenia osób podejmujących pracę w Słowenii zaczyna wyglądać coraz bardziej różnorodnie. Przykładowo w ubiegłym roku w dwumilionowej Słowenii zatrudnionych było 48 411 obcokrajowców z co najmniej 43 krajów. Najwięcej pochodziło (tradycyjnie) z Bośni i Hercegowiny (19 825), następnie z Kosowa (14 927) i Serbii (5780).

Taka sytuacja sprawia m.in. nowe wyzwania dla szkolnictwa słoweńskiego, na które system nie do końca jest przygotowany. Jak dotąd bowiem wychodzono z założenia, że obcokrajowcy przynajmniej w jakimś zakresie i chociażby biernie potrafią opanować język słoweński, ze względu na jego bliskość do innych języków południowosłowiańskich (którymi posługiwała się większość migrantów). Już od jakiegoś czasu jednak ta postawa się nie sprawdza – nawet w przypadku przedstawicieli grupy, która ma największą tendencję wzrostową wśród nowej fali migracji „z juga” – obywateli Kosowa i przedstawicieli albańskiej mniejszości z Macedonii Północnej, którzy najczęściej posługują się wyłącznie ojczystym albańskim i dysponują dość ograniczoną znajomością serbskiego czy macedońskiego, w związku z tym nic nie ułatwia im także opanowanie słoweńskiego.


Wojna w Ukrainie i NATO


Do tego dochodzi kwestia migrantów z Ukrainy i… Rosji. Ci ostatni już dawno upatrzyli sobie niewielki, spokojny alpejski kraj, położony rzut beretem od Wiednia i Wenecji jako bezpieczną przystań dla swojego kapitału. Po agresji Rosji na Ukrainę te tendencje jedynie wzrosły.



W kwestii trwającej wojny w Ukrainie społeczeństwo słoweńskie jest podzielone. Co prawda większość Słoweńców popiera walkę Ukraińców i potępia reżim Putina, lecz szacowana na co najmniej 30% grupa postrzega konflikt przede wszystkim przez pryzmat „wojny Zachodu z Rosją”, od której „najlepiej trzymać się z dala”. Ciekawe, że właśnie pełnoskalowa inwazja Rosji na Ukrainę stanowiła swego rodzaju katalizator wzrostu nastrojów antyamerykańskich we wszystkich niemal krajach byłej Jugosławii. O ile jednak tego typu tendencje przykładowo w Serbii są dość zrozumiałe ze względu na wieloletnią propagandę rosyjską oraz mit „ofiary NATO”, kultywowany przez reżim Vučicia, o tyle w Słowenii (a zwłaszcza Chorwacji) podobna narracja wydawałaby się nie być wcale aż tak oczywista, a jednak gromadzi całkiem pokaźne grono wyznawców (wywodzących się m.in. ze środowisk antyszczepionkowców, ale także skrajnej lewicy), w podobnych nastrojach zdarzają się opinie komentatorów na łamach najbardziej poczytnych mediów, jak chociażby „Delo” lub „Mladina”.

Świadectwem tych nastrojów jest stosunek Słoweńców do członkostwa ich kraju w NATO. Są bardziej sceptyczni niż przeciętnie w odniesieniu do różnych aspektów członkostwa w NATO i polityki Sojuszu wobec konfliktu na Ukrainie w porównaniu z obywatelami innych państw członkowskich. Gdyby odbyło się referendum w sprawie członkostwa, za pozostaniem ich kraju w NATO zagłosowałoby raptem 56% Słoweńców. Tylko Bułgaria odnotowała niższy odsetek.




Innym szczególnie uderzającym odkryciem jest to, że tylko 30% respondentów w Słowenii wyraziło pełne lub częściowe zaufanie do wiarygodności doniesień słoweńskich mediów na temat rosyjskiej inwazji na Ukrainę, podczas gdy 67% nie ufało doniesieniom mediów na ten temat. Finlandia odnotowała najwyższy odsetek zaufania w tym kryterium (83%), podczas gdy tylko Węgry, Grecja i Bułgaria uplasowały się poniżej Słowenii. Te informacje korelują chociażby z ostatnim rankingiem Freedom of the Press Worldwide 2022, w którym największy spadek pozycji w rankingu – czyli znaczące pogorszenie sytuacji wolności mediów – wśród krajów regonu odnotowały Grecja i właśnie Słowenia (z 36. do 54. pozycję). Najwyżej zaś ocenionym krajem regionu z kolei została (dość nieoczekiwanie) Chorwacja (wzrost z 56 na 48 pozycję).

Co więcej, tylko 56% respondentów w Słowenii uznało członkostwo w NATO za ważne dla bezpieczeństwa narodowego, co plasuje kraj na ostatnim miejscu wśród wszystkich członków NATO pod względem tego kryterium. Jednocześnie mniej niż połowa Słoweńców uważa, że ich państwo powinno bronić jednego z pozostałych członków NATO w przypadku ataku, a członkostwo w Sojuszu zmniejsza prawdopodobieństwo ataku na ten kraj.


„Daleka” wojna


Jakie są źródła tego sceptycyzmu? Przede wszystkim warto wymienić takie czynniki, jak brak wyraźnego bodźca w postaci poczucia bezpośredniego zagrożenia agresją rosyjską (z perspektywy Słowenii wojna w Ukrainie jest w większości odbierana w sposób podobny jak przez społeczeństwa w naszej części Europy były odbierane wojny w Bośni i Chorwacji na początku lat 90.) – oraz brak jakichkolwiek tego typu doświadczeń historycznych (w tym negatywnych) w świadomości i pamięci społecznej jeśli chodzi o Rosję i ZSRR, które łączą się z dość głęboko zakorzenionymi w społeczeństwie ideami panslawizmu, które przyświecały słoweńskiemu ruchowi narodowemu jeszcze w czasach monarchii Habsburgów. Mówiąc skrótowo, Słoweńcy w bardzo niewielkim stopniu interesują się tym, co się dzieje „na Wschodzie” (bardzo szeroko rozumianym). Wspomniany Luka Lisjak już na początku ubiegłego roku określił to zjawisko mianem „zachodniości Słowenii”, gdyż społeczne zachowania Słoweńców względem wojny w Ukrainie znacznie bardziej przypominały (i wciąż przypominają) postawę raczej Włochów czy Francuzów niż Polaków czy Czechów.

To wszystko razem z kolei pozwala wielu Słoweńcom na oddawanie się rozważaniom odnośnie do przyczyn i celów tej wojny w kategoriach globalnych, abstrahując od dość odległych z ich punktu widzenia realiów życia codziennego. Nie oznacza to, że wojna nie wywołuje u większości Słoweńców empatii wobec walki Ukraińców, co skutkuje również znaczącym zaangażowaniem rządu Goloba w udzielaniu znaczącej pomocy Ukraine, w tym wojskowej. Gabinet kontynuuje pod tym względem politykę rządu Janšy, zapamiętane też zostały mocne słowa słoweńskiego premiera, które padły podczas jego wizyty w Buczy w ubiegłym roku. W przemówieniu, które wygłosił wtedy po ukraińsku, zacytował m.in. werset z hymnu Ukrainy: „wszyscy razem z wami jesteśmy teraz «braćmi kozackiego rodu» – i wspólnie zrobimy wszystko, abyście ponownie mieli możliwość zapanować we własnym kraju”.

Chociaż pozycja Rosji na Bałkanach jest coraz słabsza – i stopniowo słabnie nawet w Serbii, uważanej dotąd za bastion wpływów Kremla w regionie – we wszystkich społeczeństwach krajów byłej Jugosławii wciąż jeszcze nie brakuje głosów w obronie „wartości tradycyjnych” i poglądów mniej lub bardziej otwarcie opartych na antyamerykanizmie. Te postawy prowadzą do podziałów wewnątrz społeczeństw, co rzutuje także na scenę polityczną. Kwestie migracji, bezpieczeństwa energetycznego, inflacji, niestabilności politycznej (w Czarnogórze i Macedonii Północnej), odmrażanych konfliktów etnicznych, kwestie relacji Kosowa i Serbii oraz Banja Luki i Sarajewa (wewnątrz BiH), rozczarowanie i frustracja wynikające z nieziszczonych nadziei pokładanych w integracji europejskiej i żerujący na tym obiecującym podłożu populizm – wszystkie te tematy są wyjątkowo intensywnie rozgrywane przez lokalnych polityków od Lublany po Skopje.

Kiedyś, na początku niepodległości, Słowenii udało się stosunkowo szybko i bezboleśnie przejść od republiki związkowej SFRJ do niepodległego państwa, płacąc za tę stosunkowo niewielką cenę w postaci Wojny Dziesięciodniowej, trwającej od 27 czerwca do 7 lipca. Na tle tego, co się działo później w Chorwacji, Bośni i Hercegowinie, Kosowie, a na końcu również w Macedonii, gdzie w 2001 roku wybuchła zbrojna rewolta miejscowych Albańczyków, Słowenia rzeczywiście wydawała się – i rzeczywiście była – krajem sukcesu, spokojną alpejską oazą, co utwierdziło jej mieszkańców, że problemy „południa” ich nie dotyczą i mogą sobie pozwolić na znaczny dystans wobec tego, co tam się dzieje.
Nikodem Szczygłowski - podróżnik, pisarz, eseista, reporter. Absolwent Archeologii śródziemnomorskiej Uniwersytetu Łódzkiego i CEMI - Central European Management Institute w Pradze. Biegle włada językiem litewskim i słoweńskim, znawca kultury słoweńskiej. Laureat nagrody za osiągnięcia w publicystyce Ministerstwa Kultury Republiki Litewskiej (2020).

Więcej artykukłów Nikodema Szczygłowskiego

Czy dziś słoweńskie ambicje do osiągnięcia pozycji regionalnego rozgrywającego urzeczywistnią się, będzie zależało m.in. nie tylko od aktywności ekipy Goloba oraz znajomości układów politycznych w krajach byłej Jugosławii, lecz także od ostatecznego układu sił w regionie w kontekście wojny prowadzonej przez Rosję w Ukrainie – nawet jeśli dla znacznej części mieszkańców spokojnego i dostatniego kraju leżącego po słonecznej stronie Alp wydaje się być dość odległa.