Nasza strona używa ciasteczek do zapamiętania Twoich preferencji oraz do celów statystycznych. Korzystanie z naszego serwisu oznacza zgodę na ciasteczka i regulamin.
Pokaż więcej informacji »
Drogi czytelniku!
Zanim klikniesz „przejdź do serwisu” prosimy, żebyś zapoznał się z niniejszą informacją dotyczącą Twoich danych osobowych.
Klikając „przejdź do serwisu” lub zamykając okno przez kliknięcie w znaczek X, udzielasz zgody na przetwarzanie danych osobowych dotyczących Twojej aktywności w Internecie (np. identyfikatory urządzenia, adres IP) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów w celu dostosowania dostarczanych treści.
Portal Nowa Europa Wschodnia nie gromadzi danych osobowych innych za wyjątkiem adresu e-mail koniecznego do ewentualnego zalogowania się przy zakupie treści płatnych. Równocześnie dane dotyczące Twojej aktywności w Internecie wykorzystywane są do pomiaru wydajności Portalu z myślą o jego rozwoju.
Zgoda jest dobrowolna i możesz jej odmówić. Udzieloną zgodę możesz wycofać. Możesz żądać dostępu do Twoich danych osobowych, ich sprostowania, usunięcia, ograniczenia przetwarzania, przeniesienia danych, wyrazić sprzeciw wobec ich przetwarzania i wnieść skargę do Prezesa U.O.D.O.
Korzystanie z Portalu bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza też zgodę na umieszczanie znaczników internetowych (cookies, itp.) na Twoich urządzeniach i odczytywanie ich (przechowywanie informacji na urządzeniu lub dostęp do nich) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów. Zgody tej możesz odmówić lub ją ograniczyć poprzez zmianę ustawień przeglądarki.
Ukraina / 30.04.2025
Marek Kozubel
Nagroda dla agresora. Pokojowy plan Trumpa prowadzi do nowej wojny
Propozycja uznania Krymu za terytorium należące do Rosji przyniosła kolejny zgrzyt w relacjach amerykańsko-ukraińskich. Ogromnym zagrożeniem dla Ukrainy są proponowane przez Amerykanów punkty ugody dotyczące terytorium i sankcji. Ich przyjęcie stałoby się nagrodą dla agresora za dokonanie inwazji. Uznanie Krymu de iure za część Federacji Rosyjskiej wymagałoby wprowadzenia zmian do ukraińskiej konstytucji. Dyskusja nad jej kształtem otworzyłaby z kolei przed Moskwą i Waszyngtonem możliwość wykorzystywania niektórych ukraińskich polityków do wnoszenia treści potencjalnie groźnych dla funkcjonowania i przyszłości państwa ukraińskiego.
(Shutterstock)
Posłuchaj słowa wstępnego czwartego wydania magazynu online!
Dobę przed planowanym szczytem amerykańsko-europejsko-ukraińskim w Londynie nastąpił przeciek do mediów (w tym do Axios i Reutersa), z którego wynikało, że USA wymagają od Ukrainy szeregu daleko idących ustępstw, w tym uznania Krymu de iure za część Federacji Rosyjskiej. Na dodatek Amerykanie chcieli zdjęcia większości lub wszystkich sankcji nałożonych na Moskwę od 2014 roku. Cesja terytorium musiałaby doprowadzić do zmiany konstytucji Ukrainy – ani na jedno, ani na drugie nie miał zamiaru wyrazić zgody Wołodymyr Zełenski. W rezultacie 23 kwietnia okazało się, że amerykańska delegacja nie przybędzie do Londynu. Szczyt został zerwany.
Odmowa Zełenskiego, który nie zgodził się na przyjęcie proponowanych przez Waszyngton warunków, miała rozsierdzić Trumpa i członków jego administracji. Rozwścieczony prezydent USA tłumaczył później, że łatwiej mu się rozmawia z Rosjanami, a dyskusje z Ukraińcami okazały się dla niego nieoczekiwanie trudniejsze. Marco Rubio powiedział z kolei prasie, że po kilku spotkaniach z Rosjanami administracja amerykańska lepiej rozumie ich stanowisko. Tymczasem w czwartek, 24 kwietnia, czyli dzień po krachu amerykańskiego planu „pokojowego”, armia rosyjska zbombardowała Kijów i Charków z użyciem 215 rakiet i dronów-kamikadze. Większość z nich była skierowana na ukraińską stolicę. Celem okazały się jednak nie obiekty rządowe, wojskowe czy infrastruktura krytyczna, a głównie budynki mieszkalne. To dodatkowo skomplikowało stanowisko Amerykanów, którzy forsują niekorzystne dla Ukrainy warunki planu „pokojowego”. Administracja w Waszyngtonie liczyła na to, że Ukraińcy natychmiast się zgodzą z jego treścią, mieszczącą się zaledwie na jednej stronie kartki formatu A4.
Według amerykańskiego projektu Federacja Rosyjska miała otrzymać:
- uznanie Krymu de iure za część Rosji,
- zamrożenie linii frontu w obecnym miejscu wraz z pozostawieniem Rosji terenów okupowanych bez uznawania ich de iure za część Federacji,
- zniesienie całości lub większości sankcji,
- rozpoczęcia szeroko zakrojonej współpracy gospodarczej między USA a Rosją,
- trwałe uniemożliwienie przystąpienia Ukrainy do NATO.
Tymczasem przewidywane „korzyści” dla Ukrainy były dyskusyjne i bardzo nieprecyzyjne, przewidywano bowiem:
- „pozwolenie” Ukraińcom na zachowanie niezdobytych przez najeźdźców części obwodów chersońskiego, zaporoskiego i donieckiego,
- odwrót Rosjan z północnych skrawków obwodu charkowskiego,
- zgodę na ewentualne przystąpienie Ukrainy do UE,
- przekazanie Ukraińcom Zaporoskiej Elektrowni Atomowej, ale pozostawienie jej pod zarządem Amerykanów, którzy będą zarabiać na sprzedawaniu energii elektrycznej tak Rosji, jak i Ukrainie,
- przekazanie Ukrainie tamy w Nowej Kachowce, a właściwie jej ruin (została wysadzona przez Rosjan w 2023 roku),
- zgodę Rosjan na żeglugę Dnieprem ku Morzu Czarnemu.
Lista wymaganych ukraińskich ustępstw była znacząco dłuższa od tych oczekiwanych od Rosji. Trump nie zapomniał przy tym również o warunku dotyczącym podpisania z Ukrainą umowy o minerałach, aczkolwiek po dotychczasowych perturbacjach wiele wskazuje na to, że jej ostateczne brzmienie nie będzie tak niekorzystne jak pierwsze propozycje Amerykanów. To jednak mizerne pocieszenie dla Ukraińców.
Ogromnym zagrożeniem dla Ukrainy są zwłaszcza proponowane przez Amerykanów punkty ugody dotyczące terytorium i sankcji. Ich przyjęcie stałoby się właściwie nagrodą dla agresora za dokonanie inwazji. Uznanie Krymu de iure za część Federacji Rosyjskiej wymagałoby wprowadzenia zmian do ukraińskiej konstytucji. Dyskusja nad jej kształtem otworzyłaby z kolei przed Moskwą i Waszyngtonem możliwość wykorzystywania niektórych ukraińskich polityków do wnoszenia treści potencjalnie groźnych dla funkcjonowania i przyszłości państwa ukraińskiego, w tym nawet przystąpienia do UE. Ponadto powstałby precedens, na podstawie którego Rosja mogłaby za kilka lat wznowić działania wojenne i wymóc uznanie kolejnych fragmentów ukraińskiego terytorium za własne. Ukraińcy, uznając de iure cesję własnego terytorium na rzecz agresora, zgodziliby się na rozbiór własnej ojczyzny. Prawdopodobnie nie byłby on pierwszy.
Kolejną słabością tego planu jest pomysł zniesienia sankcji nałożonych na Rosję, zwłaszcza w połączeniu z uznaniem Krymu za rosyjski. Przed szczególnie trudnym dylematem stanęłaby w takim przypadku Unia Europejska. Część najbardziej bolesnych sankcji została wprowadzona właśnie przez państwa Starego Kontynentu, a do tego te „krymskie” były fundamentem do wszystkich kolejnych pakietów sankcyjnych. Poza tym, zniesienie sankcji umożliwiłoby Rosji szybką odbudowę gospodarki i sił zbrojnych. Ukraina prawdopodobnie znowu borykałaby się z kolei z ograniczeniami na zakup broni, a punkt dotyczący odbudowy kraju, który znalazł się w amerykańskim dokumencie, był wyjątkowo niekonkretny.
Kto wygrywa wojnę?
Jeszcze 23 kwietnia przez polskie media społecznościowe przetoczyła się dyskusja, w której wiele głosów racjonalizowało amerykańską propozycję i dołączało do połajanek pod adresem Zełenskiego za jej odrzucenie. Symptomatyczna pod tym względem była wypowiedź prezydenta Andrzeja Dudy, który zachwalając wysiłki pokojowe Trumpa, dodał: „To musi być kompromis. To znaczy de facto ten pokój powinien w moim osobistym, moim osobistym zdaniem, sprowadzać się do tego, że żadna ze stron nie będzie mogła mówić, że wygrała tą wojnę, bo każda ze stron w jakimś sensie będzie musiała ustąpić. No, Ukraina też w jakimś sensie będzie musiała ustąpić, bo tak prawdopodobnie się to stanie”.
Do najczęstszych argumentów na rzecz ukraińskich ustępstw należą te, że „Ukraina przegrywa wojnę”, „Krymu nie da się odbić”, „Kijów nie otrzyma już lepszej propozycji pokojowej”. Zdaniem tych komentatorów Ukraińcy powinni bezwarunkowo przystać na propozycję Trumpa, a właściwie dyktat, biorąc pod uwagę, że plan został przedstawiony Ukraińcom jako ultimatum. Niektórzy dodawali, że bez wsparcia USA Ukraina nie może kontynuować wojny obronnej. Pomijali przy tym kilka bardzo istotnych faktów oraz czynników.
Podczas wizyty premiera Norwegii w Białym Domu Trump powiedział mediom, że jego zdaniem Rosja już poszła na duże ustępstwa, zgadzając się na rezygnację z zajęcia całej Ukrainy. Powyższe słowa są jednak taką samą manipulacją, jak kłamstwa prezydenta USA o rzekomym okrążeniu wojsk ukraińskich w obwodzie kurskim i ich ocaleniu dzięki prośbom Trumpa skierowanym do Putina. Prawda jest natomiast taka, że Rosjanie nie są w stanie zdobyć całej Ukrainy, postępy ich wojsk są znikome i na dodatek okupione ogromnymi stratami. W świetle planu „pokojowego” Trumpa warto zadać pytanie o to, kto wygrywa wojnę rosyjsko-ukraińską. A także zwrócić uwagę na czynniki, na podstawie których można ustalić zwycięzcę.
Wojnę wygrywa ten, kto osiągnie cele zamierzone jeszcze przed rozpoczęciem konfliktu. W przypadku Rosji była to chęć podboju Ukrainy, a następnie aneksja części jej terytorium i ustanowienie w pozostałej części prorosyjskiego rządu marionetkowego. Towarzyszyć temu miały demilitaryzacja Ukrainy, a także deklarowana przez Moskwę „denazyfikacja” – a właściwie ludobójstwo polegające na eksterminacji elit, zniszczeniu kultury ukraińskiej, zwalczaniu języka ukraińskiego, a także aktach porywania dzieci celem poddania ich rusyfikacji. Rosjanie planowali zdobyć Kijów, by możliwie szybko ustanowić tam kontrolowany przez Kreml rząd. Prawdopodobnie miastem „awaryjnym” do powołania władz kolaboracyjnych miał być Charków, gdyby okazało się, że stolica Ukrainy stawia opór zbyt długo. Ze zdobytych przez Ukraińców w 2022 roku dokumentów wynikało, że Rosjanie planowali zakończenie „specjalnej operacji wojskowej” po zaledwie kilku tygodniach.
Cele Ukraińców były rzecz jasna inne: obrona niepodległości i suwerenności kraju w wymiarze strategicznym, a na szczeblu operacyjnym – niedopuszczenie do zdobycia przez najeźdźców miast obwodowych. Uwzględniano przy tym jednak konieczność wycofania się z niektórych części kraju, by zapobiec otoczeniu znajdujących się tam jednostek – taki los musiał spotkać np. znaczną część obwodu ługańskiego, która znajdowała się w „strefie zgniotu” między terytorium okupowanym przez Rosjan od 2014 roku a prawną granicą z Federacją Rosyjską. Ważne również było zachowanie zdolności armii do kontynuowania walki, obrona ludności przed aktami ludobójstwa, a także otrzymanie i zachowanie wsparcia ze strony Zachodu.
Na tej podstawie stopnia realizacji zakładanych celów można określić, kto wygrywa wojnę, a kto nie. Widać wyraźnie, że Rosjanie nie zrealizowali żadnego z nich, a proces ich ewentualnej realizacji znajduje się na dość niskim poziomie. Po 24 lutego 2022 roku udało im się zresztą zdobyć jedynie jedno miasto obwodowe, czyli Chersoń, ale utracili je 11 listopada tego samego roku.
Od października – listopada 2023 roku Rosjanie prowadzą nieprzerwanie ofensywę. Jej wyniki są jednak dalekie od tego, co zakładali, a straty są nieproporcjonalne do osiągnięć. Po półtorarocznej serii natarć wojsko rosyjskie zdołało przesunąć linię frontu w Donbasie maksymalnie o nieco ponad 60 km. Mitem okazują się również stereotypowe teorie, nadal popularne w Polsce, o nieskończonych zasobach ludzkich Rosjan oraz o skuteczności stosowanej przez nich taktyki mięsa armatniego. W wymiarze taktycznym ich postępy mogą wydawać się imponujące, ale biorąc pod uwagę wymiary operacyjny i strategiczny, okazuje się, że działania rosyjskie przyniosły mizerny efekt, niewspółmierny do ogromnych strat w ludziach i sprzęcie. Rosjanie doszli pod aglomerację pokrowską, ale nie są w stanie jej zdobyć. W rosyjskich szturmach zamiast deficytowej broni pancernej coraz częściej wykorzystywane są nieopancerzone samochody cywilne, golf-cary, a nawet motocykle. Wojsko agresora jest coraz bardziej spieszone, przez co rosną jego straty osobowe, spada skuteczność bojowa oraz możliwość przełamania ukraińskiej linii obrony.
Ponadto Ukraińcy zaczęli odbierać Rosjanom inicjatywę na tym odcinku i powoli oraz ostrożnie odzyskują teren na południe od Pokrowska. Nie można również pominąć militarnych i politycznych skutków operacji kurskiej, dzięki której przez ponad osiem miesięcy mniej liczne wojska ukraińskie okupowały spory fragment jednego z rosyjskich obwodów, a próba ich wyparcia kosztowała Rosjan wiele sił oraz czasu. Moskwa musiała przy tym wykorzystać do walki oddziały północno-koreańskie, które również poniosły ogromne straty.
Gospodarka na wojnie
Nie mniej istotny ze strategicznego punktu widzenia jest również stan gospodarek obu wojujących państw. Skutkiem ubocznym polityki celnej Trumpa okazał się nagły spadek cen ropy naftowej. Jeżeli utrzyma się wystarczająco długo, może to mieć dla rosyjskiego budżetu fatalne konsekwencje, ponieważ stan finansów Moskwy zależy od eksportu tego surowca. Natomiast dzięki dronom i rakietom rodzimej produkcji Kijów ma coraz więcej możliwości uderzenia w cele na terytorium Federacji Rosyjskiej. Ukraińskie bombardowania doprowadziły do znaczącego osłabienia produkcji rosyjskich rafinerii oraz możliwości magazynowania ropy. Wydatnie uzupełniają one sankcje Zachodu i utrudniają Rosjanom naprawę szkód, gdyż potrzebne materiały muszą oni sprowadzić przemytem lub poprzez bardzo kosztowny reeksport. Bez wsparcia Chin, Iranu i Korei Północnej Moskwa miałaby ograniczone możliwości prowadzenia wojny przeciwko Ukrainie.
Tymczasem Kijów, choć też boryka się z licznymi problemami, to jednak nadal może liczyć na wsparcie finansowe oraz dostawy uzbrojenia z państw europejskich. Zmiany polityczne na Starym Kontynencie są w większości pozytywne dla Ukrainy. Nowy kanclerz Niemiec Freidrich Merz chce wydatnie zwiększyć wsparcie militarno-finansowe dla Ukrainy i rozważa nawet przekazanie rakiet manewrujących Taurus, czego nie chciał zrobić jego poprzednik. Kontynuowana jest czeska inicjatywa amunicyjna. Francuzi są gotowi intensywniej wspomóc Ukraińców w przypadku odejścia Amerykanów. Norwedzy trzykrotnie zwiększyli swe wsparcie dla Kijowa, a nawet zaczęli rozmowy na temat wykorzystania w tym celu ułamka pieniędzy ze swego gigantycznego funduszu finansowego. Dygnitarze Unii Europejskiej jasno też deklarują, że stoją po stronie Ukrainy w jej konfrontacji z Rosją oraz sporach z nową amerykańską administracją.
Stanu Sił Obrony Ukrainy nie da się ocenić jednoznacznie. Z jednej strony nadal odczuwają one brak żołnierzy, głównie piechoty. Pozostałe rodzaje wojsk ponoszą mniejsze straty i rekruci chcący podpisać kontrakt najczęściej wybierają np. rolę operatora drona, informatyka lub artylerzysty. Braki nie są jednak na tyle krytyczne, by miało dojść do rychłego przełamania frontu przez Rosjan. SOU próbują poprawić jakość i skuteczność mobilizacji. Wprowadzono atrakcyjne finansowo kontrakty jednoroczne dla nieobjętych mobilizacją obywateli w wieku 18–24 lata, coraz aktywniej rekrutuje się ochotników z państw Ameryki Łacińskiej (szczególnie z Kolumbii), rozpatruje się wprowadzenie zapisów o demobilizacji lub wprowadzenie kilku miesięcznych urlopów dla żołnierzy służących już kilka lat. Zmiana systemu dowodzenia dzięki wprowadzeniu korpusów ma usprawnić działania wojsk na froncie i zmniejszyć straty. W końcu stale rosną technologiczne możliwości SOU, szczególnie w obszarze wykorzystania bezzałogowców, rakiet czy systemów walki radioelektronicznej.
Ukraińcy od jesieni 2023 roku znajdują się w obronie strategicznej, która wymusza głównie reagowanie na działania zaczepne przeciwnika, a co za tym idzie – również wycofywanie się z terenu, którego ciężko jest bronić. Jednak utrata kilku do kilkunastu donbaskich wiosek w skali miesiąca nie oznacza, że Ukraina wojnę przegrywa, a tym bardziej – że za cenę nawet kilkudziesięciu kolejnych powinna przystawać na wygórowane żądania Rosjan i Trumpa.
Lepszej propozycji nie będzie?
Jednym z głównych argumentów polskich zwolenników przyjęcia planu „pokojowego” Trumpa są stwierdzenia, że Zełenski nie otrzyma już lepszej propozycji. Pamiętajmy, że podobne opinie były w Polsce popularne również w czasie sporów wokół umowy o wydobycie ukraińskich minerałów. Postawa Ukraińców dowodzi jednak, że cierpliwość i determinacja pozwalają otrzymać bardziej zadowalający wynik rozmów z USA, a postawa wasalna wobec Waszyngtonu nie jest wcale najlepszym wyjściem.
26 kwietnia okazało się, że Ukraina ma „silne karty” w swej talii. Gdy tego dnia trwały uroczystości pogrzebowe papieża Franciszka, udało się zorganizować osobiste spotkanie Zełenskiego z Trumpem. Niezależnie od tego, kto stał za zainicjowaniem rozmowy obu przywódców, przyniosła ona prawdopodobnie rezultat oczekiwany przez Ukrainę i większość państw europejskich. Trump poinformował na swych profilach w social mediach, że dyskusja z Zełenskim była udana (choć w sumie zawsze to podkreśla, dodając szereg innych pozytywnych przymiotników, mających podkreślić wagę wydarzenia), ale również mocno uderzył we Władimira Putina. Napisał, że zaczął wątpić w pokojowe pragnienia przywódcy Rosji, a także zagroził nowymi sankcjami oraz innymi ciosami w gospodarkę i finanse państwa-agresora. Zełenski spotkał się również z przywódcami Wielkiej Brytanii i Francji. Prezydent Macron ogłosił, że Rosja ma bezwarunkowo zgodzić się na całkowite zawieszenie broni.
Na dodatek, niedługo przed pogrzebem papieża, Ukraina i Europa zaproponowały własną wersję zawieszenia broni, odartą z przyznawania Rosji terytorium okupowanego, znoszenia sankcji i innych wygórowanych ustępstw względem Moskwy. Zawierała ona również wymóg zaangażowania się USA w misję pokojowo-stabilizacyjną wojsk państw europejskich poprzez zapewnienie im wsparcia. Nadal jednak nie wiadomo, jak do tych propozycji ustosunkuje się Moskwa.
Uwagę zwraca również to, że czołowe państwa europejskie stoją murem po stronie Kijowa. Nawet sympatyzująca z obecną administracją USA premier Włoch Georgia Meloni lobbowała u Trumpa na rzecz Ukrainy. Amerykański plan „pokojowy” krytycznie oceniło wielu europejskich polityków, a minister obrony Niemiec Boris Pistorius powiedział wręcz, że równie dobrze Ukraina mogłaby skapitulować rok temu. Niemiecki polityk dodał także, że Kijów może liczyć na wsparcie jego państwa, nawet w sytuacji, gdy od Ukraińców odwrócą się USA. Z kolei delegacja Norwegii podczas rozmów z prasą w Gabinecie Owalnym oświadczyła, że zwiększyła wsparcia finansowe dla Ukrainy w związku ze zmianą polityki Waszyngtonu.
Marek Kozubel – doktor nauk humanistycznych oraz magister prawa. Ukończył Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu. Autor wielu komentarzy, analiz oraz codziennych podsumowań poświęconych wojnie ukraińsko-rosyjskiej. Jest również autorem kilkudziesięciu opracowań na temat historii Polski, Ukrainy i Rosji w XIX i XX wieku.
Sytuacja na froncie dyplomatycznym zmienia się dynamicznie i z pewnością negocjacje pokojowe mające zakończyć wojnę rosyjsko-ukraińską przyniosą wiele niespodzianek. Zwłaszcza że pomimo deklaracji amerykańskich polityków nie widać na razie szans na szybkie zakończenie działań wojennych. Kolejny spór amerykańsko-ukraiński dowodzi jednak, że w relacjach z USA należy przede wszystkim strzec własnych „czerwonych linii” i nie ulegać mitom na temat amerykańskiej wszechmocy i wszechsprawczości.