Nasza strona używa ciasteczek do zapamiętania Twoich preferencji oraz do celów statystycznych. Korzystanie z naszego serwisu oznacza zgodę na ciasteczka i regulamin.
Pokaż więcej informacji »
Drogi czytelniku!
Zanim klikniesz „przejdź do serwisu” prosimy, żebyś zapoznał się z niniejszą informacją dotyczącą Twoich danych osobowych.
Klikając „przejdź do serwisu” lub zamykając okno przez kliknięcie w znaczek X, udzielasz zgody na przetwarzanie danych osobowych dotyczących Twojej aktywności w Internecie (np. identyfikatory urządzenia, adres IP) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów w celu dostosowania dostarczanych treści.
Portal Nowa Europa Wschodnia nie gromadzi danych osobowych innych za wyjątkiem adresu e-mail koniecznego do ewentualnego zalogowania się przy zakupie treści płatnych. Równocześnie dane dotyczące Twojej aktywności w Internecie wykorzystywane są do pomiaru wydajności Portalu z myślą o jego rozwoju.
Zgoda jest dobrowolna i możesz jej odmówić. Udzieloną zgodę możesz wycofać. Możesz żądać dostępu do Twoich danych osobowych, ich sprostowania, usunięcia, ograniczenia przetwarzania, przeniesienia danych, wyrazić sprzeciw wobec ich przetwarzania i wnieść skargę do Prezesa U.O.D.O.
Korzystanie z Portalu bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza też zgodę na umieszczanie znaczników internetowych (cookies, itp.) na Twoich urządzeniach i odczytywanie ich (przechowywanie informacji na urządzeniu lub dostęp do nich) przez Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego i Zaufanych Partnerów. Zgody tej możesz odmówić lub ją ograniczyć poprzez zmianę ustawień przeglądarki.
13 marca Azerbejdżan i Armenia równolegle potwierdziły zawarcie porozumienia w kwestii traktatu pokojowego. Ale kiedy kilka dni później ministerstwa obrony obu państw poinformowały o wymianie ognia, początkowa ekscytacja minęła. Czy w relacjach azerbejdżańsko-armeńskich nastąpił przełom, czy to tylko pozory? Nic w tej sprawie nie jest ostatecznie przesądzone.
Przez ostatnie 12 lat Gruzja zmieniała się na moich oczach – nie zawsze na lepsze. Kraj, który w przeszłości był symbolem nadziei na demokrację, dziś zmaga się z trudnościami, a dotykają one każdego obywatela. Problemy gospodarcze – takie jak wysokie bezrobocie, niskie płace, rosnące koszty życia, brak perspektyw dla młodzieży – zmuszają do wyjazdu za granicę, a napięcia polityczne rodzą brak stabilności i zaufania do władzy. Marzenia o lepszej przyszłości zamieniły się w rozczarowanie i frustrację.
Niemal natychmiast po zatrzymaniu 19 marca popularnego burmistrza Stambułu Ekrema İmamoğlu w Stambule oraz w innych miastach kraju wybuchły masowe protesty, których skala szybko dorównała demonstracjom w obronie parku Gezi z 2013 roku. Turcy, szczególnie młodzi, niepamiętający rzeczywistości innej niż ta erdoganowska, ulokowali w İmamoğlu wszystkie swoje nadzieje na poprawę warunków bytowych i na odejście rządu, którym są zmęczeni.
Minął rok od zawieszenia delegacji Azerbejdżanu w Zgromadzeniu Parlamentarnym Rady Europy. Choć szanse na jej powrót są znikome, Baku zdołało przekuć kryzys w częściowy sukces. Mimo nasilających się represji wewnętrznych Azerbejdżan wciąż pozostaje członkiem Rady Europy, ograniczając jednak współpracę do przychylnych sobie instytucji i ignorując głosy krytyki. Żadna ze stron nie dąży do zmiany status quo. Traci na tym nie tylko reputacja samej instytucji powołanej do stania na straży praw człowieka, ale też azerscy więźniowie polityczni, którym coraz trudniej wierzyć w odzyskanie wolności.
Rosja przez 200 lat skutecznie budowała swój wpływ na Gruzję nie tylko militarnie, ale także kulturowo i mentalnie. Proces ten nie polegał wyłącznie na narzucaniu władzy, lecz również na manipulacji tożsamością narodową Gruzinów. Propaganda rosyjska celowo przedstawiała Rosję jako „opiekuna” Gruzji, a każdą próbę oporu – jako zagrożenie dla stabilności. To długotrwałe pranie mózgu stworzyło przestrzeń, w której kłamstwa zaczęły być akceptowane jako prawda.
W historii konfliktu abchasko-gruzińskiego dwie kwestie odgrywają niezmiennie wiodącą rolę: język i pamięć. Pozbawianie języka, tłumaczone praktyczną koniecznością, zbyt często stawało się formą opresji. A pamięć, zbyt często fałszywie obiektywizowana, określana była mianem historii.
Świat szykuje się na Boże Narodzenie i Nowy Rok. Ulice miast są pięknie oświetlone, na głównych placach odbywają się świąteczne jarmarki, koncerty i imprezy, które mają wprowadzać w magiczny, pełen nadziei nastrój. W Gruzji w tym roku nie czujemy tego nastroju. Nadal trwają protesty przeciwko rządowi Gruzińskiego Marzenia i jego polityce izolacji Gruzji, spychania jej z europejskiej ścieżki – pisze z Tbilisi Kristianna Grigorian.
Tysiące Gruzinów protestują na ulicach Tbilisi, sprzeciwiając się władzy, która wykorzystuje brutalną siłę do stłumienia demonstracji. Wśród zamieszek, pełnych gazu łzawiącego, pałek policyjnych i fajerwerków, coraz głośniej mówi się o „rewolucji fajerwerków”. Protestujący domagają się ustąpienia rządu, ogłoszenia nowych wyborów i zerwania z rosyjskim wpływem, a brutalne tłumienie protestów przez władze tylko zaostrza sytuację. W Gruzji narasta napięcie, a przyszłość kraju staje pod znakiem zapytania.
Dwa pokolenia ludzi wychowały się już w wolnej Gruzji. Owszem, poziom tej wolności jest inny niż w Europie, ale to ona jest ich światem, punktem odniesienia. Owszem, nie zawsze myślimy jak Europejczycy, są między nami różnice, ale ci młodzi ludzie tak naprawdę znają właśnie ten zachodni świat. Stamtąd chcą brać przykład i na tych wzorcach budować swoje życie. Tam chcą się uczyć, tam chcą wyjeżdżać, tam należeć. Nie wychowali się na rosyjskiej muzyce, filmach, nie znają tego języka, nie chcą go nawet poznać, w większości nawet w Rosji nie byli, nie są nią zainteresowani. I nie działa na nich rosyjski soft power – mówi w rozmowie ze Stasią Budzisz Grigol Dżuluchidze, specjalista ds. walki z dezinformacją z The Foreign Policy Council.
Choć opozycja odmówiła uznania październikowych wyborów parlamentarnych, to silny społeczny opór pojawił się dopiero wtedy, kiedy premier Irakli Kobachidze ogłosił, że do 2028 roku Gruzja wstrzymuje proces akcesyjny do Unii Europejskiej. W całym kraju trwają protesty i starcia ze służbami. Nadzieja na zmianę miga na horyzoncie.
Prezydent separatystycznej Abchazji, Asłan Bżania, 19 listopada w godzinach porannych podał się do dymisji. Zaznaczył jednak, że abchaska opozycja „solidarnie” współpracuje z gruzińską. Chciał tym zaszczepić przekonanie, że za ostatnimi zamieszkami w Suchumi stoi Zachód. Tyle że to nieprawda. Abchaska opozycja jest jednoznacznie prorosyjska.
Gruzińskie Marzenie pozycjonuje się jako partia proeuropejska. Nawiązują do Unii Europejskiej na każdym kroku: kolorystyką, hasłami wyborczymi, podkreślaniem, że to za ich rządów Gruzja podpisała umowę stowarzyszeniową, otworzył się ruch bezwizowy i dodatkowo kraj otrzymał status kandydata. Zaraz po wyborach zapraszają europejskiego premiera, Viktora Orbána, pokazując tym samym, że Unia Europejska jest różna: orbanowska i chrześcijańska oraz zwyrodniała i przesiąknięta LGBT. U nas chcą tego słuchać, bo chcą do Europy, ale tej w węgierskim wydaniu. Gdyby Gruzińskie Marzenie otwarcie mówiło, że popiera Rosję, nigdy by tych wyborów nie wygrało – w rozmowie ze Stasią Budzisz mówi Arnold Stepanjan, szef Public Movement Multinational Georgia.
Prezydentka Gruzji Salome Zurabiszwili oraz partie opozycyjne uznały wyniki wyborów parlamentarnych za sfałszowane i zażądały ich powtórzenia. Na zwołanej konferencji prasowej Zurabiszwili powiedziała, że to, czego obywatele i obywatelki Gruzji stali się świadkami i ofiarami, „było bezprecedensowe”. Zaznaczyła, że była to kradzież ich głosów „przy użyciu każdej dostępnej praktyki”. Nazwała te wybory „rosyjską specjalną operacją” i „nową formą wojny hybrydowej”, a aktualny rząd „reżimem”, który doprowadził do „infiltracji przez Rosję i nowej formy okupacji”. Warto się zastanowić, jak to rzeczywiście z tymi rosyjskimi wpływami w Gruzji jest i czy obywatele i obywatelki, którzy zdecydowali się zagłosować na Gruzińskie Marzenie, faktycznie wspierali tym nadchodzący ruski mir?
„Jak wygra Gruzińskie Marzenie, zacznie czyścić opozycję. Kiedy już to zrobi, Rosja wyczyści Gruzińskie Marzenie i sprowadzi do Gruzji namiestnika. To zapewne będzie zrusyfikowany Gruzin. W tym scenariuszu Rosja całkowicie odetnie Kaukaz Południowy i Azję Centralną od Europy i sama będzie regulować dostawy gazu i wszystkie korytarze transportowe na tym terenie. To ważne wybory dla Kremla” – mówi w rozmowie ze Stasią Budzisz Gela Vasadze, analityk i politolog z Gruzińskiego Centrum Analiz Strategicznych.
Z perspektywy Kijowa atmosfera w Tbilisi jest cierpka. Nad głową nie latają wprawdzie rosyjskie rakiety, ale w powietrzu wisi perspektywa pełnej politycznej kontroli Kremla nad krajem.
Rządzące od ponad dekady Gruzińskie Marzenie chce za wszelką cenę utrzymać się u władzy. Nie waha się przed niczym. Niszczy niezależne media, organizacje pozarządowe monitorujące praworządność, skłóca z kluczowymi partnerami i fundatorami kraju: Unią Europejską oraz USA, a nawet wybiela winy okupanta – Rosji. Czy posunie się też do sfałszowania wyborów 26 października?
Kaukaz Południowy przechodzi głębokie przemiany geopolitycznych tożsamości. Utarte schematy percepcji – prozachodnia Gruzja, prorosyjska Armenia, ambiwalentny Azerbejdżan – w obliczu konsekwencji rosyjskiej agresji w Ukrainie przechodzą do archiwum przeszłości. Zmienia się również wewnętrzne postrzeganie wyobrażonego regionu oraz miejsca w nim poszczególnych państw. Z perspektywy Zachodu kluczowe staje się więc przewartościowanie przyjętych kategorii poznawczych.
Mimo że rosyjska propaganda przedstawia Rosję jako zbawczynię Gruzji, a obecny gruziński rząd prowadzi prorosyjską politykę, to w oczach młodych Gruzinów Rosja – inaczej niż dla starszych pokoleń – jest zagrożeniem gruzińskiej tożsamości, państwowości i kultury. Ponadto młode pokolenie rzadko zna rosyjski i niechętnie wchodzi w interakcję z Rosjanami, którzy przeprowadzili się do Gruzji po wybuchu pełnoskalowej wojny – mówi w rozmowie z Kają Puto prezes organizacji SOVLAB Irakli Chwadagiani
Armenia nigdy nie uznała Republiki Górskiego Karabachu za niezależne państwo, ale ostatnią wojnę o ten region, tym razem wygraną przez Azerbejdżan, postrzega w kategoriach utraty. Świadomość własnej słabości i braku niezawodnych sojuszników pogłębiają tragedię, z którą mierzy się dziś Armenia.